ďťż
Wštki |
[Gra] Wampir
Silas - Czw 21.01.2010, 20:55:37 " />Scream Radek nie zdążył zaatakować. Dystans był zbyt duży, a on zbyt wolny. Kula przeszyła mu szyję na wylot. Po ułamku sekundy kolejny pocisk trafił go w tors, a krew bryznęła na ubranie. W pewnym momencie zachwiał się na nogach i padł na ziemię. Początkowo Tyklasky nie poruszył się nawet o krok, jak gdyby nie będąc przekonanym, czy jest już po wszystkim. Po chwili miał już pewność. Rany Maciejowskiego powoli się zasklepiają, w zamian przynosząc głód krwi. Na domiar złego budzi się w nim coś, czego każdy Spokrewniony wolałby uniknąć. Palce stopniowo drętwieją, przeszywane nienaturalnym acz wyraźnie odczuwalnym zimnem. Poczucie utraty kontroli nad ciałem wzmaga się z każdą sekundą. Pomieszczenie sprawia wrażenie 'lekko' zdewastowanego. Po detektywie nie ma ani śladu... Aderon Aderon nie mógł wiedzieć, jakiego wzrostu był jego przeciwnik. Cios mierzony w splot słoneczny w rzeczywistości trafił w okolice podbrzusza. Osiłek padł na kolana niczym torba zwilgotniałego cementu, jednak nawet w takiej pozycji był wysoki. Próba schwytania ofiary spełzła na niczym - szybkim ruchem przerzucił Aderona przez ramię. Twarde, nieprzyjemne uderzenie o bruk przypomniało mu o tych kilku nielicznych walkach, które stoczył jeszcze za swego śmiertelnego życia. Mężczyzna odgarnął połę płaszcza odsłaniając ostry niczym brzytwa nóż. - Trzeba było oddać kasę po dobroci. Teraz się zabawimy! Jaquan - To... rozczarowujące. - powiedział z wyraźnym zawodem w głosie - Spodziewaliśmy się, że możesz nie być skory do współpracy, ale rozważ korzyści, jakie płyną z sojuszu z Sabatem. Jeżeli jednak teraz odejdziesz, możesz się spodziewać, że właśnie zyskałeś potężnego wroga. W takim wypadku radziłbym opuścić miasto. Nasi przeciwnicy zazwyczaj kończą w tragiczny sposób. Jesteś pewien swojej decyzji? - pot spływał mu po czole, gęstymi strugami wlewając się do oczu i powodując przy tym trudne do zniesienia pieczenie. Mimo to wciąż starał się utrzymać z Danielem kontakt wzrokowy. Orick Mathias zmarszczył brwi, patrząc na Łukasza z wrogością. - Nie sądzę, aby było to konieczne. Mogę zapewnić, że nasz hotel przynosi zadowalające zyski, szczególnie w sezonie letnim. Wystrój, który pan tutaj zastał, jest celowym zabiegiem stylizacyjnym, powszechnie stosowanym od dziesiątków lat. Jak dotąd, turyści byli zachwyceni. - umilkł, wyraźnie zamyślony. - Jasne, otwarte przestrzenie - prychnął, uśmiechając się pod nosem. - To na pewno ciekawa wizja, wymaga jednak sporych nakładów finansowych. Wymiana elektryki, przebudowa wąskich korytarzy... Zakładam, że jest pan przygotowany na taką ewentualność? - Rust uśmiecha się cynicznie, wręczając Rodakowi szklaneczkę martini. Woń wytrawnego wermutu i ginu szybko dopada jego nozdrza, dając wrażenie lekkiego odprężenia. - Ale zostawmy te sprawy na później, z pewnością chciałby pan ujrzeć dokumentację związaną z działanością naszej placówki. - energicznie zaczął przeglądać jakąś teczkę. - Jak i zadać mi pytania. - nieznacznie uniósł wzrok, przyglądając się rozmówcy. Loki Lyesmyth - Czw 21.01.2010, 21:20:35 " />rozglądam się po pomieszczeniu, próbuje ustalić co tu się do cholery stały, gdzie jestem, kim jestem, co zrobiłem i czemu kruwa boli mnie gardło jakby wypił 90 duszkiem Jaquan - Pią 22.01.2010, 10:00:11 " />- Cholera to naprawdę zły dzień... Jedyna pomocna dusza na jaką trafiam musi być dziewką Sabatu. Trzeba było iść piechotą. - mówię to na wszelki wypadek po japońku. Zaletą tego języka w tej części świata jest fakt iż nie należy do zrozumiałych. Nie wychodę jednak. Myślę nad jak najlepszym rozwiązaniem... - Na pewno nie jesteście tylko anarchistycznymi punkami z Brujah? Nie? - pytam z wyraźnym rozbawienieem parodiując naiwne dziecko proszące o dobre zakończenie po czym uśmiecham się z wyraźną kpiną. - Jeśli wyjdę stąd nie zawarłwszy z wami umowy będę w śmiertelnym niebezpieczeństwie i będe musiał opuscić tą uroczą krainę. Mało kuszące... - mówię to z wyraźnym sarkazmem po czym poważnieję gdy przechodzę do dłuższej tyrady. - Jednak dołączenie do was daje kolejne problemy. Będę zupełnie spalony w Anglii. Mojej nauczycielki nie da się oszukać. Nie wiem czy ma to związek ze zmianami towarzyszącymi spokrewnieniu czy po prostu za dawnego życia była połączeniem psychologa, agentki CSI i doktora House'a ale zawsze wie kiedy kłamiesz choćbyś nie wiem jak się starał. A to oznacza, że moje pieniądze mieszkanie i praca idą się j***ć. Tu i tak nie zostanę bo wie, gdzie się wybierałem. Wyśle swoich ludzi zdobędzie dowody mojej winy a potem dorwie mnie i wypruje flaki nie za zdradę Cammarilli ale za zdradzenie jej. Że o przyjemności zwanej Krwawymi Łowami nie wspomnę. No i brak wstępu do Elizjów w miejscowych klubach gdzie można się zabawić albo wziąć coś na ząb. - mówię to spokojnie jakbym analizował sytuację czysto teoretyczną a nie problem przed ktorym właśnie stoję. - Chyba, że macie jakieś propozycję poza groźbami śmierci. Wtedy chętnie was wysłucham. Orick - Pią 22.01.2010, 14:28:54 " />- Jak dotąd? Hotel ma być otwarty niedługo. I przypominam, że podlega pan NASZEJ spółce - powiedział ostro, mrużąc oczy. Nie spodobała mu się wrogość w głosie rozmówcy. Czy on nie wie, z kim ma do czynienia? - Teraz zmiana projektu jest bezsensowna, gdy całość została już tak zbudowana - Łukasz próbował zachować spokój, mimowolnie jednak zacisnął pięści i zgrzytnął zębami - Ciekaw jestem, kto wpadł na tak wyśmienity pomysł wystroju wnętrz. Chyba zafunduję mu wycieczkę do Dubaju, by zobaczył, jak w XXI wieku wyglądają luksusowe hotele. - Cóż, nie sądzę, że obroty są zbyt wysokie, hotel jeszcze nie został wszak otwarty. Sporo z tych papierów już widziałem - powiedział, wskazując na teczkę - Analiza rynku, konspekt, plany na pierwszy kwartał. Mam nadzieję, że zgodnie z zaleceniami, została poprowadzona odpowiednia kampania reklamowa, tu w Pradze? W internecie oraz pocztą wysłaliśmy już foldery do większych światowych firm, zarząd po cichu liczy na zorganizowanie w ciągu pierwszego miesiąca jakiejś bogatszej konferencji. Musimy zadbać o prestiż w początkowej fazie, nawet kosztem finansów. - Powiedział poważnie i powąchał Martini, wyczulając jednak swoje wampirze zmysły, by lepiej poczuć woń napoju i sprawdzić, czy w środku nie ma jakiejś dodatkowej substancji, bądź czy alkohol nie jest rozcieńczony wodą. - No i zamieszanie na dworcu. Mam rozumieć, że oficjalnymi gośćmi zajmiecie się należycie? Liczyłem na to, że będzie czekać na mnie szofer. Wyobraża pan sobie, że prezesi firm będą musieli dojeżdżać do naszego hotelu osobiście, albo, o zgrozo, taksówkami? - ironizował Łukasz. - Póki co nie jestem zadowolony stanem rzeczy, powiem panu szczerze. Choć mam cichą nadzieję, że być może żądam zbyt wiele. Tak czy owak zarząd firmy usłyszy ode mnie średnio przychylną opinię dla działalności zarządu tego hotelu. - Ostrzegł. Aderon - Pią 22.01.2010, 15:11:30 " />Zrywam się natychmiast na nogi i cofam kilka kroków do tyłu. Co za ironia. Miałem być bronią Tremere... eksperymentem, diabłem miotającym płomienie, jakże śmiertelne dla Spokrewnionych. Uczono mnie walki mieczami, tymczasem nie potrafię sobie poradzić ze zwykłym, ulicznym napastnikiem! Rozglądam się dookoła, w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi posłużyć za broń białą - rurki, prętu, kija. Jeśli jednak niczego podobnego nie ma w okolicy, podejmuję walki wręcz. Dążę do zwarcia, wykorzystuję całą swoją siłę i zręczność, by znaleźć się w sytuacji umożliwiającej zatopienie zębów w szyi mojego przeciwnika - to bowiem zakończy tę potyczkę. W miarę możliwości, staram się też uniknąć ciosu nożem. Nie byłoby to dla mnie śmiertelne, ale wolałbym uniknąć konieczności regeneracji i kłopotliwego bólu. Mimo wszystko jednak, dążę do złożenia Pocałunku. Jeśli mi się uda - wypijam go do ostatniej kropli. Silas - Pon 17.05.2010, 20:19:17 " />Scream Głowa zapulsowała mu przeszywającym bólem, który ustąpił z chwilą, kiedy pamięć zaczęły nawiedzać chaotyczne obrazy. Wspomnienia. Pamiętał podróż pociągiem, konającego człowieka oraz krzyk kobiety. Pamiętał rozmowę z dziwnym mężczyzną, którego spotkał tuż po opuszczeniu wagonu. Pamiętał też dźwięk wystrzału. Przypomniał sobie coś więcej, coś czego nie doświadczył sam, a czego był naocznym świadkiem, obserwatorem. Było jednak zbyt niewyraźne, by mógł z niego cokolwiek wywnioskować. Po chwili zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje. Stara dyspozytornia wyglądała tak, jak przedtem, za wyjątkiem kilku zdewastowanych mebli. Radek nie potrafił ocenić, ile czasu upłynęło od jego ostatniego spotkania z detektywem. Godzina? Dwie? Zagadką było też to, dlaczego Tyklasky zostawił tu jego ciało. Najdziwniejsze było w tym wszystkim jednak to, że nie tylko mała salka zdawała się być opuszczona. Jakaś ujmująca cisza opanowała praską stację kolejową... Aderon Za wyjątkiem kilku kartonowych pudeł i poprzewracanych koszów na śmieci okolica zdawała się świecić pustkami. Jedyny przedmiot mogący posłużyć za broń białą znajdował się w tej chwili w ręku wyrośniętego oprycha. Schwytanie przeciwnika w kleszcze okazało się być zadaniem trudniejszym, niż mogłoby się to wydawać na początku. Olbrzym, mimo swych gabarytów, był niezwykle szybki, i zręcznie unikał bezpośredniego starcia. Co więcej siekł swym kozikiem na tyle skutecznie, że kilka razy udało mu się trafić Aderona w ramię i tors. W pewnym momencie, jak gdyby od niechcenia, obalił go na ziemię mocnym łupnięciem w twarz. Tylko nadnaturalny refleks uratował Tremere od dalszego kopniaka. Za swymi plecami usłyszał gromki śmiech. Mężczyzna zrzucił płaszcz, prezentując imponującą muskulaturę. Aderon poczuł, jak jego nozdrza dopada jakiś dziwny i nieprzyjemny zapach⌠Psiego moczu? Jaquan - Przedstawiliśmy ci swoją ofertę, nie mam nic więcej do dodania. To Twój wybór, bratku. â skrzywił się ghoul. - Muszę jednak przyznać, że nie mam pojęcia, na co mojej Pani tak tchórzliwym zdechlak, jak Ty. Trzeba było liczyć się z tym, że przybywając do obcego kraju, będziesz musiał stawić czoła kilku wyzwaniom. Jeśli się boisz, to nie ma sensu dalej tutaj przebywać. Kupuj bilet i spierdalaj jak najdalej stąd, bo wkrótce może się zrobić gorąco. Jeden z obdartusów parsknął, a drugi zawtórował mu śmiechem. - No, chyba że mylimy się co do ciebie. Powiedz, brzydzisz się polityki? Albo złodziei? Orick - Nie wiem czy ktoś pana odpowiednio poinstruował, ale nasza placówka działała na długo przed wykupieniem jej przez waszych działaczy. Oczywiście, obecnie sytuacja się zmieniła, i wszelkie dalsze decyzje będą należeć do nowego zarządu, jednak⌠- przerwał robiąc efektowną pauzę â razi brakiem kompetencji, kiedy przyszły prezes domaga się własnych szoferów, a nie wie kilku tak podstawowych rzeczy. Rust przecenił swoje możliwości. Po wychyleniu zawartości szklanki jego twarz przybrała barwę purpury. Również usta odmówiły mu posłuszeństwa przyjmując dziwny wyraz. - Uchh⌠Co do kampanii reklamowej to nie spodziewałbym się cudów. Turystów o tej porze roku jest stosunkowo niewielu, zaś mieszkańcy miasta nie będę zainteresowani naszą ofertą ze zrozumiałych względów. Co innego, jeśli chodzi o okres letni. Wtedy można liczyć na pewne ożywienie â skrzyżował ręce z tyłu, z wolna podchodząc do okna. - Jeśli zaś chodzi o zamieszanie na dworcu, to raczę zauważyć, że nie odpowiadam za to w najmniejszym stopniu. Posłałem po pana naszego człowieka, jeżeli jednak nie dotarł na miejsce, to podejrzewam, że musiało się coś stać. Od kilku godzin próbujemy się z nim skontaktować, niestety, bezskutecznie. - Tak więc â podjął po chwili, mierząc Łukasza wzrokiem â prosiłbym, by nie straszył mnie pan więcej nieprzychylnymi opiniami, panie Rodak. To aż nie przystoi tak zaczynać współpracę. Trzymana przez Mathiasa szklanka ponownie nabrała bursztynowego kolorytu, wprawiając go w chwilowe odrętwienie, jak gdyby upajał się samym widokiem wlewanego trunku. Orick - Pon 17.05.2010, 21:42:51 " />Łukasz przez chwilę słuchał słów swojego rozmówcy z zaskoczeniem. Hotel działał wcześniej? Przecież sam podpisywał papiery na budowę, szukanie działki, problemy ze zdobyciem architekta... Coś tutaj było nie tak i to stanowczo - otwarcie NOWEGO hotelu miało być otwarciem NOWEJ placówki, a nie odrestaurowaniem jakiegoś starego śmiecia! Mimo to wampir milczał, spokojnie wysłuchując słów mężczyzny. Z zaciekawieniem zaobserwował dziwną reakcję mężczyzny na alkohol, nie skomentował jej jednak. Nie sięgnął także po swoją porcję trunku. - Tak się składa, że gdy tutaj przybywałem, byłem w przekonaniu, że sprawy mają się inaczej... Nie będziemy szukać winnych tego nieporozumienia - żachnął się, choć najchętniej przetrząsnąłby całą Pragę w celu znalezienia idioty, który zrobił z niego kretyna. - Nasze hotele nie są nastawione na ZWYKŁYCH turystów - powiedział mocno Łukasz - Nasza sieć specjalizuje się w tworzeniu spotkań dla biznesmenów, więc musimy być na gotowi na przyjęcie godnych klientów cały rok. Pan, jako nadzorujący tą placówką, musi być tego świadom - rzekł, kiwając głową i spoglądając na rozmówcę ostrzegawczo - Nam nie chodzi o bandę rozwrzeszczanych Japończyków z polaroidami, nam zależy na ludziach biznesu, którzy przybywając do Pragi, jako do potencjalnego miejsca robienia interesu, będą mieszkać w naszym hotelu, będą robić konferencje w naszym hotelu i będą dobrze wspominać ten hotel! - celowo powtórzył słowo "hotel", za każdym razem wymawiające je coraz dobitniej - A widząc aktualny stan placówki, mam najszczersze wątpliwości, co do szans powodzenia tego planu. Miał zamiar pominąć kwestię wysłanego szofera, lecz coś nie dawało mu spokoju. Choć wiedział, że powinien dokończyć sprawę finansową, chęć zapytania o mężczyznę była silniejsza: - Kto to był? Długo był pracownikiem naszej placówki? I nie ma z nim TOTALNIE żadnego kontaktu? - prychnął - Absurd, w dwudziestym pierwszym wieku, dobie komórek, internetu i GPSu nie można się tak po prostu zgubić i zniknąć. - powiedział, nieco zmartwiony takim stanem rzeczy - I ewentualna informacja o tym zdarzeniu nie ma prawa wyciec. Już widzę te nagłówki w prasie "Szofer z hotelu Raabe znika.". Ludzie mogą to widzieć jako świetną reklamę, ale potencjalni klienci będą się bać, że to jakieś zatargi mafijne. Dobrze wiadomo, że dzisiaj nie da się prowadzić interesu bez konfliktu z półświatkiem - pokręcił głową - Był już tutaj jakiś miejscowy gangster z żądaniem haraczu? Bo niemal w każdym hotelu mamy ten problem-albo dajemy kasę jakiemuś oprychowi, albo wpada z bandą swoich przydupasów i robi zadymę. Nie muszę chyba mówić, jak okropna jest to sprawa dla prestiżu hotelu. Łukasz zmierzwił włosy, po czym przejechał rękami po twarzy. - Dobra, bierzemy się do roboty. Z jakimi problemami jeszcze boryka się hotel? Musimy im zaradzić jak najprędzej - powiedział rzeczowo. Jaquan - Wto 18.05.2010, 09:42:38 " />- Sabat, sabat... I wy się dziwicie, że większość z nas woli zostać neutralnymi albo trzyma się Camarilli. Nawet u was widać takie odchyły. Jak się chce kogoś do siebie przekonać, oferuje się coś więcej niż tylko dołącz, lub giń. - Uśmiecham się kpiąco starając się nie dać po sobie poznać lęku i niepokoju. Sytuacja nie była wesoła. Nagle zaczynam nerwowo chichotać by po chwili przejść w maniakalny śmiech. Niczym śmiech Jokera z Batmana. Miałem ostatecznie styczność z innymi mojej krwi i widziałem jakie formy przybierała ich odmienność. A ten Ghoul podobnie jak zresztą i ja nie znał mojego "dziwactwa". - Strach? STRACH!? - drugie słowo niemal wykrzykuję wykrzywiając twarz w maniakalnym uśmiechu i zbliżam się do Ghula bliżej niż powinienem. - Czymże może być strach? Strach nas, tych którzy kroczą po bezkresnych równinach świata zalanego wieczystym mrokiem? Ja się boję tylko jednego mój ty słodki Ghuliku. Tego co widziałem gdy byłem absolutnie i bezwzględnie martwy. Też byś się bał gdybyś to zobaczył i do tego jeszcze pamiętał. - mam nadzieję, że zapożyczone od innych z mojego klanu język i zachowanie wyraźnie zmiękczą rozmówcę. W końcu kto chciałby mieć do czynienia z szalonym Malkavianinem. Może nawet mnie wypuszczą? Loki Lyesmyth - Wto 18.05.2010, 17:43:55 " />kurwa mać, stwierdzam poprawiam ubranie, jeśli jest jakoś uszkodzone próbuje je zasłonić po czym staram się opuścić dyspozytornie jakby nigdy nic, napewno się to nie uda ale dopóki tego nie uczynie sługusy camarrili nie skończą mego żywota na dobre. Swoją drogą ciekawe co zrobilem z tyklaskim na furi, cieeekawe. No nic, umrzeć trzeba godnie. wychodze Aderon - Śro 19.05.2010, 17:21:03 " />Martwe ciało wampira padło głucho na mokrą od deszczu ziemię i plusnęło w kałużę. Zaciskam zęby z bólu, choć wiem, że rany nie są dla mnie szczególnie groźne... na razie. Pozer - myślę, gdy mój przeciwnik demonstruje swą muskulaturę. Nie mogę sobie pozwolić na więcej ran. Co więcej, nie wydaje mi się, bym mógł pokonać tego człowieka w walce wręcz. Nie chciałem, by do tego doszło, ale w tej sytuacji wydaje się to być jedyną opcją, która pozwoli mi wyjść z tego starcia zwycięsko. Odgarniam mokre włosy z czoła i dźwigam się na nogi. Wyciągam dłoń w kierunku mężczyzny i, szepcząc pod nosem inkantacje, sprawiam, by jego kończyny dolne zajęły się piekielnym płomieniem [taumaturgia: pokusa płomieni]. - Stanąłeś na plamie benzyny, skurwysynu! - krzyczę, by nadać zdarzeniu pozory normalności. Nigdy nie wiadomo, kto nas obserwuje, a ludzie i tak będą starać się wytłumaczyć zjawiska nadprzyrodzone na swój subiektywnie logiczny sposób. Oby tylko za głośno nie krzyczał. Palę swojego przeciwnika w nogi, dopóki nie straci funkcjonalności bojowej. O ile nie jest to konieczne, nie zabijam go - wciąż mam nadzieję na wyssanie obezwładnionego bólem mężczyzny. Gdy uznam, że jest wystarczająco unieszkodliwiony, wygaszam płomienie, rozglądam się w poszukiwaniu potencjalnych świadków i rzucam się z zamiarem wyssania do ostatniej kropli. Silas - Czw 20.05.2010, 13:24:27 " />Scream Maciejowski opuścił stację. Kierowany myślą, że za ostatnimi wydarzeniami stała Camarilla, postanowił nie oglądać się za siebie, bo każdy, nawet najmniej nieodpowiedni ruch, mógł go wiele kosztować. Pospiesznym krokiem zszedł po schodach, po drodze wpadając na jakiegoś starca, który poczęstował go mało-pochlebnym gestem. Po chwili znalazł się na opustoszałej ulicy. W oddali majaczyły sylwetki szarych budowli, wypluwających z siebie kłęby gęstego dymu. Praga stała przed nim otworem⌠Aderon - Jakiej, kurwa, benzyny? â nim olbrzym połapał się, o co chodzi, jego spodnie zajęły się płomieniami, w błyskawicznym tempie przenosząc się na górne partie ciała. Widok musiał być niecodzienny, bo mężczyzna miotał się na wszystkie strony w konwulsyjnym tańcu, będącym chyba zarówno wyrazem rozpaczy, jak i bezradności. W pewnej chwili zahaczył o coś i grzmotnął o ziemię. Przez moment wydawało się, że spróbuje podjąć walkę z ogniem, ale siły opuściły go zupełnie. Aderon zbliżył się, obserwując dogorywające płomienie. Poczuł wyraźne bicie serca ofiary, jej ciężki, lecz stabilny oddech. Zatopił kły, a tętnica szyjna odpowiedziała â wypełniająca usta stróżka krwi łechtała podniebienie przyjemnym ciepłem. Ciało Tremere owładnęła fala nowej energii, zupełnie odwrotnie do leżącego człowieka, o którego dokonującej się śmierci miały świadczyć bezwiedny wzrok i ogarniające członki zimno... Bezlitosnej i ostatecznej, jaką nie raz było Aderonowi oglądać. Jaquan Mężczyźni wymienili znaczące spojrzenia. - Tjaa⌠Najwyraźniej pomyliliśmy się co do ciebie, musiała zajść jakaś pomyłka! Moi koledzy wyprowadzą Cię na zewnątrz i zapomnimy o całej sprawie, coo? â ghoul głośno przełknął ślinę. Jeden z kompanów szarpnął go za rękaw, jakby nie będąc pewnym czy dobrze zrozumiał. - Nigdzie nie idę z tym świrem, sam go sobie odprowadzaj. â drab cofnął się o krok, ale pod groźnym spojrzeniem towarzyszy zdecydował się wrócić do poprzedniej pozycji. Ten, który zdawał się być najbardziej rozgarnięty, wskazał na pobliskie drzwi. Znajdowali się w wielkiej hali, panujący półmrok nie pozwalał określić, czemu dokładnie służyło pomieszczenie. Przeszli przez nią szybko, nie dając czasu na zastanowienie. Po chwili oczom Daniela ukazała się szeroka uliczka, po obu swych stronach prezentując szereg bliźniaczych garażów samochodowych. Jesienny wiatr smagał po twarzy, choć bez zwątpienia stanowił miłą odmianę od duchoty wypełniającej stary magazyn. Ku zdziwieniu wampira tajemnicza âtrójkaâ osobników zniknęła równie niepostrzeżenie, jak się pojawiła, pozostawiając go samemu sobie. Gdzieś z oddali słychać było syreny karetek i wozów policyjnych, przecinających nocną ciszę w równych odstępach czasu. Jones rozejrzał się dookoła, a jego uwagę przykuła mała tabliczka z wyżartym przez ząb czasu napisem, najprawdopodobniej będącym oznaczeniem ulicy⌠Orick Mathias zmarszczył brwi. - Półświatek, gangsterzy, haracz? Panie Rodak, okolica może i wygląda na niezbyt przyjazną, ale zapewniam, że takie ekscesy się u nas nie zdarzają. A nawet jeśli, to mamy metody na radzenie sobie z nimi. â wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie. - Chłopak, którego po pana wysłałem - kontynuował - to Jan PetriÄ. Miejscowy, jak dotąd można było na nim polegać. Pracę zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Oczywiście jak tylko się tu pojawi, wyciągnę odpowiednie konsekwencje za niewykonanie polecenia. Choć najpierw wolałbym się dowiedzieć, co go zatrzymało. Wątpię, by zrobił to celowo, z przekory. Każdy stara się mieć jakiś punkt zaczepienia, bo czasy są niepewne. Póki co wypada nam jednak czekać, nie będę ferował wyrokami nie znając szczegółów. Rust westchnął nieznacznie. Zanurzył dłonie w kieszeniach czarnej marynarki w poszukiwaniu napoczętej paczki elemów. Po chwili papieros zajął należne miejsce w kąciku ust. - Pańskie plany są bardzo ambitne, ale cała praska finansjera, biznesmeni⌠Powiedzmy, że wolą załatwiać swoje interesy w miejscach dyskretnych, z dala od miejskiego zgiełku. Nie wiem czego oczekiwał pan od tego hotelu, ale wydaje mi się, że świetnie nada się do tego celu. Gdyby nasza placówka prezentowała się jak te słynne arabskie kolosy ukazywane w licznych reklamach - flegmatycznie strzepnął popiół z papierosa - to obawiam się, że najzwyczajniej w świecie bylibyśmy oblegani przez Japończyków z polaroidami, jak raczył ich pan określić. - Ostatecznie jednak decyzja należy do zarządu. Jeżeli trzeba będzie dokonać przebudowy, dostosujemy się. â stwierdził bez przekonania. - Mamy pewien problem związany z kadrą pracowników. Dolać? â zapytał, wskazując na Martini. Jaquan - Czw 20.05.2010, 14:25:03 " />"Kto by pomyślał... Zadziałało." Cały czas chichoczę nerwowo dając ghoulom powód by trzymały się ode mnie z daleka. Chichoczę też jeszcze dłuższy czas po tym jak zostałem sam. Lepiej być ostrożnym. Dopiero wtedy zwracam uwagę na tabliczkę i próbuję co nieco odczytać. A potem cóż kieruję się przed siebie. Lepiej oddalić się od tego miejsca. Tamta laska z Sabatu pewnie nie da za wygraną... I jest bystrzejsza niż jej chłopcy na posyłki. Orick - Czw 20.05.2010, 14:37:14 " />Łukasz ze spokojem wysłuchał słów swojego kompana. Atmosfera nadal była napięta i wampir bynajmniej nie ukrywał tego, że jego towarzysz nie przypadł mu do gustu. Niestety, business is business, praca wymaga od nich współpracy. Dlatego wszystkie urazy i uprzedzenia postanowił zostawić na dalszym planie. Nikt nie kazał mu z tym oszołomem przecież jeść obiadów albo mieszkać razem. Dlatego też odparł całkiem spokojnie: - Pan chyba krótko pracuje w biznesie. Powinien pan wiedzieć, że niemal każdy większy hotel ściąga mafię, to jest, niestety, bardzo niemiła część naszej pracy. Ale rozumiem, że za owymi "sposobami" ma pan na myśli jakieś wyrafinowane próby ochrony. Powiem wprost: nie obchodzi mnie - powiedział mocno, nachylając się nad biurkiem do swego rozmówcy - w jaki sposób radzi sobie pan z tymi bandziorami. Może ich pan wieszać za jaja, dawać im cukierki, albo się dogadać. Skoro mówi pan, że nie ma problemu, to oznacza, że go nie ma. I proszę tak dalej trzymać - Łukasz pierwszy raz chyba uśmiechnął się do swego rozmówcy, lecz szybko uśmiech zniknął i pojawiła się ta sama, biznesowa powaga. - Z pana opisu wynika, że jest to ostatnia osoba, która mogłaby zniknąć... To niepokojące... Proszę się z nim próbować kontaktować aż do skutku. Jeżeli to nic nie da, proszę go zacząć szukać, tylko... - zastrzegł, podnosząc ostrzegawczo palec do góry i zawieszając głos na chwilę - tylko proszę zrobić to po cichu. Nie może się dowiedzieć prasa, ani tym bardziej telewizja, bo będziemy upieczeni. Gdy Mathias zaczął wymieniać "zalety" swojego hotelu dla biznesmenów, Łukasz uśmiechnął się słabo. Spojrzał na nietknięte Martini i pokręcił głową. - Panie Mathiasie, to nie jest moje widzimisię. To jest moje DOŚWIADCZENIE, które mówi mi, że DROGIE i ŁADNE hotele sprowadzają DROGICH i ŁADNYCH klientów. Czyli takich, którzy zostawiają kupę kasy w naszych kieszeniach. Nie wiem, jaki jest pana plan, ale tak długo, jak na konto naszej spółki wchodzić będą sumy, zakończone odpowiednio dużą ilością zer, może pan nawet zachęcać tutaj ludzi za pomocą przedstawień cyrkowych. Przybyłem tutaj jako wysłannik zarządu, by zobaczyć, jak się sprawy mają. I powiem tak: Na pierwszy rzut oka, w teorii, wygląda to fatalnie. Ale jeżeli hotel okaże się sukcesem, to same nagrody i pochwały powinny panu wystarczyć za moje słowa przeprosin za zbyt pochopne wnioski. Zgoda? - Łukasz po raz kolejny uśmiechnął się, tym razem jednak był to raczej uśmiech z gatunku tych mniej życzliwych i sympatycznych, a raczej cwaniackich i prowokujących. Ten cały Mathias, który zachowywał się, jak gdyby dostał fotel dyrektora dwa dni temu pierwszy raz w życiu, poważnie działał mu na nerwy. Ale Łukasz miał jedną przewagę - w drabinie firmy stał wyżej i gdyby tylko coś poszło nie tak, miał moc zwolnienia krnąbrnego pracownika. Na razie jednak postanowił do tej możliwości się nie uciekać. Na razie. - Teraz przebudowa nie ma sensu. Gonią nas terminy, poza tym pieniądze, niestety, na drzewach nie rosną. Nie, dziękuję - Łukasz zakrył swoją szklaneczkę Martini otwartą dłonią, podniósł raz jeszcze do ust i znów natężył wszystkie zmysły, by wyczuć, czy wszystko z napojem jest w porządku. - Proszę powiedzieć, co to za problem i spróbujemy coś wymyślić. Loki Lyesmyth - Czw 20.05.2010, 18:05:38 " />Żyje to słowo jest zajebiście wiele znaczne co w mojej obenej sytuacji wcale nie jest pocieszające Nie pojawil się żaden pajac który pierdoli coś o każe to oznacza, że... to gówno oznacza bo równie dobrze ten o mnie złapał i umieścił w tej pieprzonej komórce chce się bawić. W to że wlazłem tam sam na furi nie chce mi się wierzyć. dobra jak już jestem przy pradze dobra idziemy kupić dragi. jak mnie ktoś zaczepi to go spije i idę spać, jak nie to ja zaczepie delera i go spije a potem ide spać. a jutro muszę się przywitać z księciem który już napewno wie o tyklaskim i mnie obederze żywcem ze skóry przybije do skrzyni i utopi w wełtawie wyjmuje moja mp i dla klimatu puszczam sobie what a wanderful life w poszukiwaniu kolacji Aderon - Czw 20.05.2010, 18:38:23 " />Z zamkniętymi oczyma wsłuchuję się w dogasające bicie serca mej ofiary, smakuję krwi i narkotyzuję się jej zapachem. Doprawdy, to za każdym razem jest tak samo wspaniałe. Wyprostowuję się i pozwalam, by ciało mężczyzny padło na ziemię niczym marionetka, której odcięto sznurki. Otwieram oczy i spoglądam wokół z euforycznym, boskim samopoczuciem. Oblizuję usta i wracam do rzeczywistości. Podnoszę nóż bandyty, po czym podrzynam mu gardło i wykonuję kilka pchnięć w klatkę piersiową. Niech policja myśli, że doszło do zwykłej walki ulicznej. Jeśli dostrzegam w okolicy studzienkę kanałową z kratownicą, to zaciągam ciało na nią i podcinam jeszcze kilka ważniejszych tętnic. Dobrze, że pada. Może uda mi się nadać brakowi krwi w jego ciele trochę normalności. Czuję się jak seryjny morderca przy pracy... W mediach zapewne będzie głośno o tym zabójstwie. Oddalam się z miejsca zdarzenia (zachowuję nóż, umieszczam go w wewnętrznej kieszeni płaszcza). Pozwalam, by rany się goiły, po czym ruszam na spacer ulicami Pragi. Silas - Śro 09.06.2010, 06:55:33 " />Scream Niebo przykryte płaszczem ciężkich chmur mieniło się w odcieniach granatu i czerni, co i rusz zasypując miasto grubymi kroplami deszczu. Kilka samochodów przecięło wielopasmową ulicę, rozchlapując kałuże na wszystkie strony. Jedynie dźwięki muzyki płynącej z przenośnego urządzenia odpędzały nieprzyjemne myśli o ostatnich wydarzeniach i nieustannego poczucia zagrożenia, czy to ze strony śmiertelnych, czy jurysdykcji księcia. Starał się nad tym nie zastanawiać. Nie licząc dwóch żuli, którzy okrzykami próbowali odpędzić wściekłego psa, okolica była w miarę spokojna. Zbyt spokojna. W pobliżu stacji benzynowej Radkowi drogę zajechał srebrny van. Drzwi rozsunęły się z łoskotem, a z środka wypadło czterech mężczyzn w kominiarkach. Tuż za nimi łysy pokurcz w lateksowym kombinezonie, o żylastej, pociągłej twarzy. - Gangrel, a narobił tyle zamieszania. Masz przejebane u tych na górze. Ale tutaj nikt nie będzie Cię sądzić. Nie teraz, kiedy w okolicy pałęta się tyle bydła. Nie rób scen, właź do środka! â wykrzyknął chudzielec. Aderon Łatwość, z jaką zdobyty nóż okaleczył klatkę piersiową, musiała wprawiać w podziw bądź zadumę. Porzucone i pocięte ciało było świadectwem tego, jak bardzo niebezpieczna była to broń. Szczególnie w rękach wprawnej osoby. Oddalając się Aderon widział, jak rzęsiste opady deszczu oraz odległość zamieniły truchło mężczyzny w bezkształtną masę, w najmniejszym stopniu nieprzypominającą postaci żyjącego człowieka. Resztki krwi zmieszały się z wodą, pozbawiając miejsce zbrodni ważnego tropu⌠Dzielnica straszyła pustkami, prowokowała do oglądania się za siebie, dając poczucie nieokreślonego niebezpieczeństwa. Domostwa w tej części Pragi, wyglądające na architektoniczny skansen, nie nadawały się do zamieszkania, a mimo to dało się na sobie czuć łypiący wzrok ich lokatorów oraz ciche szepty igrającego z liśćmi wiatru. Uwagę wampira przykuło jego bezkształtne odbicie w szybie sklepowej wystawy, rozmazany kształt, skradający się w mroku cień⌠Rozejrzał się po okolicy. W oddali dostrzegł jakiś samochód i sześć tajemniczych postaci. Stali zbyt daleko, by mógł o nich powiedzieć coś więcej... Jaquan Napis na tabliczce nijak nie układał się w dający się odczytać ciąg liter, jakby widoczność nie była kiepska i bez tego. Jedyną drogę wyznaczały brudne ceglane ściany i głośny chlupot wody u stóp, przerywany co jakiś czas stanem miejskiego marazmu. Wysłużona brukowa ścieżka prowadziła do klubu nocnego âźPrdelâ, a przynajmniej tyle, po świetlistym neonie w kształcie strzałki, udało się Danielowi wywnioskować. Do lokalu wiodła też inna droga, przeznaczona wyłącznie dla pracowników, jednak plac odgrodzony był metalową siatką. Względną ciszę przerwał nagły pisk opon i głośny warkot silnika. Z czarnego Citroena C4 wysiadła grupka nastolatków, przekrzykując i kłócąc się zajadle o coś, czego Jones nie mógł dosłyszeć. Cała czwórka udała się w stronę budynku, pod którym zgromadził się spory tłum ludzi. Odziani w czarne skóry motocykliści, âźkrawatowcyâ, dilerzy i alfonsi⌠Tej nocy klub âźPrdelâ cieszył się szczególnym zainteresowaniem. Orick Mathias odwzajemnił uśmiech. Starał się robić dobrą minę do złej gry, jednak nerwowe odruchy dawały o sobie znać. Spojrzał na trzymane przez Łukasza Martini. Powieki zadrgały mu lekko. - Jest pan bardzo bezpośredni. Ale może to i dobrze, w końcu ta branża jest taka sama, więc trzeba sprostać panującym standardom. Wracając jednak do sedna⌠Zapewne zauważył pan, że nasz personel nie jest zbyt liczny. Nie to, by hotel nie mógł z tego powodu funkcjonować, jednak sprawa wymaga wyjaśnienia, szczególnie wziąwszy pod uwagę cel, jaki przyświeca pańskim mocodawcom. - Otóż jakiś czas temu jeden z naszych pracowników zniknął. Przepadł jak kamień w wodę, choć to wyrażenie może nie być właściwe. Początkowo sądziłem, że facet zwyczajnie gdzieś schlał się na umór i trzeba dać mu trochę czasu na uporządkowanie własnych spraw. Nie wnikałem, jaka była tego przyczyna. Być może chodziło o kłopoty z dziewczyną, może o utracony majątek w kasynie. Właściwie to nieistotne. â stwierdził, wydmuchując dym z ust. - Nie kontaktowaliśmy się z nim. Z perspektywy czasu uznaję to za błąd, może gdybym zareagował wcześniej, udałoby się uniknąć prasowego syfu, który na tym wypłynął. Brukowce obsmarowały nas równo, kiedy tylko wyszło na jaw, że sprawą interesuje się policja, a zaginiony był zatrudniony w hotelu. Wymyślano najróżniejsze plotki, sugerowano, że próbuję zataić pewne fakty, rzekomo łączące mnie z lokalnymi gangami. Jakby ich wojenki miały z tym jakikolwiek związek! â prychnął Mathias. - Pojawiły się też historyjki o opuszczeniu kraju za długi, a nawet duchach nawiedzających nasz przybytek. â powiedział z wyraźnym rozbawieniem w głosie. - Na całe szczęście sprawa wkrótce przycichła, zadbałem też o to, by oszczerstwa zostały sprostowane. Pech chciał, że w miejsce tego pojawiło się nowy kłopot. Wielu z moich pracowników złożyło wymówienia, powołując się często na całkiem błahe powody. Oczywiście â zlustrował Łukasza wzrokiem â wiedziałem, w czym tkwi problem. Zapewniałem, że nie jesteśmy uwikłani w żadne machloje, oferowałem podwyżki płac, bezskutecznie. Sytuację podsycał pewien żurnalista, rozsiewając wieści o miejscowym mordercy i dzikich, niebezpiecznych zwierzętach, zamieszkujących pobliski las. Da pan temu wiarę? â bardziej stwierdził niż spytał. - Powiem wprost ludzie nie chcą tutaj pracować. Wiem, jaka będzie pana odpowiedź, ale fakt pozostaje faktem. Mam nadzieję, że sytuacja zmieni się wraz z przejęciem tego obiektu przez sieć âźRabeâ. Odpowiednia reklama i dodatkowe środki finansowe powinny sporo zmienić. Proszę tylko nie myśleć, że na kadrowych brakach jesteśmy jakoś szczególnie stratni, bo nie jesteśmy. Póki co. â wskazał na leżący na biurku plik dokumentów. - Chciałbym jednak wrócić do punktu wyjścia, to znaczy sprawy pana PetriÄa. Chyba pan teraz rozumie mój niepokój? â ponownie skierował swoje zimne spojrzenie w stronę Łukasza. Jaquan - Śro 09.06.2010, 08:42:10 " />"Może Elizjum? Choroba przydałoby się czegoś napić. Choć ćpuny mają paskudny smak... Ale kto wie... Czasem perły znajduje się w gnoju. Oby to tylko nie była siedziba jakiegoś wampira Sabatu. Z jednego spotkania się wykpiłem ale drugi raz nie będę miał tyle szczęścia." Zbliżam się do klubu i zaglądam do środka. Jeśli nie widzę nic co sugerowałoby niebezpieczeństwo wchodzę do środka. Księcia znajdzie się później. Albo on znajdzie mnie. W każdym razie rozglądam się po sali szukając wzrokiem kogoś kto będzie przypominać wampira. Gdy go znajdę obserwuję go jeszcze przez jakiś czas by upewnić się co do jego tożsamości. Wtedy podchodzę do niego i pytam po polsku. - Elizjum? - jeśli to zwykły człowiek pewnie weźmie mnie za dilera. Albo za czubka. Loki Lyesmyth - Śro 09.06.2010, 08:46:40 " />umre z godnością, wchodzę do limuzyny nie stawiając żadnego oporu w środku umiecham się i mówię, przynajmniej teraz nie musze szukac siedziby księcia by się zaanonsować. Orick - Śro 09.06.2010, 08:54:56 " />Luke wysłuchał swojego rozmówcy z uwagą, składając dłonie w "daszek" i wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na biurku, uważnie analizując każde zdanie wypowiedziane przez jego rozmówcę. To wszystko było naprawdę niepokojące i cholernie tajemnicze, ale gdyby sam nie byłby wampirem, zapewne nie przyjąłby tego tak spokojnie. Gdy Mathias zakończył, Łukasz westchnął głośno, przejechał palcem po krawędzi szklanki, nadal nie ufając jej zawartości, po czym podniósł wzrok na mężczyznę. - Zatem nie jest to pierwsza taka sprawa. - skwitował krótko, lecz bynajmniej bez jakichś wyrzutów. Pokiwał głową parokrotnie, znów spuszczając wzrok na biurko - Ten dziennikarz... Rozmawiał pan z nim osobiście? Ma pan na niego namiary? Sam chętnie bym z nim porozmawiał... - Luke uśmiechnął się słabo, w głowie układając już plan zdominowania, zastraszenia lub po prostu zabicia niewygodnego grafomana. Nie miał zamiaru jednak bezpośrednio otwierać się przed jego rozmówcą, nie w tak delikatnej sprawie. Odchylił głowę do tyłu i głośno westchnął. - Nawiedzony hotel? Proszę pana, nie chcemy tutaj powtórki z Oceanside Hotel z Los Angeles! - powiedział ostro, mrużąc oczy - Tamta bajka z duchem dziewczyny nawiedzającej hotel uniemożliwiła jego szybkie odrestaurowanie! Musimy to czym prędzej wyprostować! To zapewne ten sam dziennikarz rozpuszcza te plotki, tak? - zapytał podejrzliwie, cmokając dobitnie. Zdecydowanie musiał bliżej poznać tego nieudolnego pisarczyka - Im prędzej sobie z nim poważnie porozmawiam, tym lepiej - oznajmił groźnie, mrużąc oczy. - Cieszy mnie, że wyprostował pan te historie, ale ten grafoman może zechcieć jeszcze raz wysunąć przeciwko nam oszczerstwa. Może chce łapówki albo czegoś, skurwysyn. A jeżeli chodzi o problem z personelem, proszę się nie martwić - powiedział spokojnie - prestiż hotelu przyciągnie ludzi, ściągniemy Polaków, oni za parę euro za godzinę dadzą się pokroić, o pracy w hotelu z nadszarpniętą reputacją nie wspominając. Musimy tylko dobrze poszukać. - pokiwał głową pewnie, przygryzł wargę i stuknął palcem w biurko parę razy - proszę w gazetach wydrukować ogłoszenie, że poszukujemy ludzi na te stanowiska, na których mamy wakat. Musimy mieć pełną kadrę przed otwarciem. Wreszcie wrócił do sprawy zagubionego szofera, która, szczerze powiedziawszy, wyleciała mu z głowy. Nie miał w zwyczaju specjalnie przejmować się takimi drobiazgami, ale tutaj chodziło o prestiż hotelu. - Proszę się z nim nadal próbować kontaktować. Jeżeli do końca nocy nie uda się nam nic zdobyć, proszę zawiadomić policję. I nalegać o dyskrecję. Jeżeli trzeba będzie, proszę przekupić kogoś, żeby siedział cicho. Osobiście pokryję te koszty - oznajmił spokojnie. Muszę tylko znaleźć schronienie na dzień, psiakrew pomyślał po chwili. - Czy mogę liczyć na własny apartament, pokój, tutaj, w hotelu? Z zastrzeżeniem że NIKT - powiedział ostro i dobitnie - NIKT nie będzie mieć do niego wstępu, pod karą zwolnienia z pracy i trudności ze znalezieniem kolejnej? - zapytał, po czym uśmiechnął się nieco dobrotliwie. Nie chciał, żeby ta prośba brzmiała jak ostrzeżenie. Naprawdę potrzebował miejsca, gdzie mógłby spędzić dzień. - Proszę, żeby to był pokój od strony północnej. - dodał jeszcze. Nie chciał żeby słońce zaglądało mu przez okno nawet, jeżeli szczelnie je zasłoni. Aderon - Śro 09.06.2010, 20:39:18 " />Jako nieśmiertelny mam czas, by zajmować się byle pierdołami. Podchodzę więc do mężczyzn, zwabiony tajemniczą otoczką tego spotkania. Staram się trzymać w takiej odległości, by słyszeć ich słowa, ale nie zwracać na siebie uwagi. (Mam dziś fatalny dzień, a nie chciałem, by przez mój brak chęci do role playingu blokował sesję, dlatego mam nadzieję, że wybaczycie mi byle jaki odpis.) Strona 2 z 2 • Zostało znalezionych 190 postów • 1, 2 |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |