ďťż
Wštki |
[Wiedźmin] Piksele vs litery: Mężczyźni - Geralt (k-siorzysko)
k-siorzysko - Nie 07.03.2010, 15:03:56 " />Przy okazji szukania inspiracji do kolejnego felietonu, naszła mnie myśl, że należałoby zachować, choćby umowny, tematyczny porządek. Kilka dni temu nieprofesjonalnie dałam się ponieść pragnieniu podzielenia się z Wami akurat refleksją na temat kobiet w Wiedźminie, co w praktyce oznacza, że "cykl" moich rozmyślań będzie musiał pozostać chaotyczną podróżą przez fantastyczny świat Geralta. Gdy czytałam po raz pierwszy sagę o przygodach białowłosego zabójcy potworów, moje uczucia, w miarę coraz większej ilości przewróconych stron, stawały się bardziej ze sobą sprzeczne. Tak bogate wrażenia z pewnością są zasługą kunsztu pisarskiego autora, ale nie na walorach artystycznych chciałabym się dziś skupić. Wiedźmin jest dla mnie czymś więcej, niż tylko oglądaniem wymyślonego świata oczyma ponadprzeciętnego bohatera. Problemy Geralta są czasem bardziej skomplikowane, niż życie wewnętrzne niejednego romantycznego kochanka. Wielką przyjemnością dla każdego wielbiciela fantasy jest wejście w głowę postaci tak cudownie realnej, pełnej skaz, ludzkiej - mimo swojego nie do końca naturalnego rodowodu. Nie podlega dyskusji, że dylematy moralne zgorzkniałego charakternika są unikatowym literackim smaczkiem. Raczcie wybaczyć mi ten nieco przydługi wstęp - nie dało się uniknąć poruszenia kilku kluczowych dla tematu kwestii. Otóż, tradycyjnie, najważniejsze punkty tego, co mam zamiar napisać, będą dotyczyły związków pierwowzoru książkowego z powstałym później wirtualnym następcą. Nie zobaczycie, niestety, całej listy pochwał, ale do tego chyba zdążyłam was przyzwyczaić przy okazji poprzednich publikacji. O ile postaci kobiece są - jakby nie patrzeć - tylko poboczne, to główny bohater jest tym, na którym skupia się uwaga każdego gracza. Dlatego nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że z kogoś tak charakterystycznego, jak rivski pogromca potworów, zrobiono manekina z mieczami przewieszonymi przez plecy. Chociaż rozwodzenie się nad wyglądem mogłabym sobie odpuścić - zewnętrzność Białego Wilka nie jest tak żenująca, by w jej omówieniu mogły się sprawdzić moje zgryźliwe komentarze. Ale nie ukrywam, że to chuchro nie wygląda na zabójcę bestii, a jego włosy nie zmieniły koloru na siwy dlatego, że noszący je zbyt wiele czasu spędzał na myśleniu. Największą bolączką są jednak oczy, które powinny w każdym budzić co najmniej niepokój, a w chwilach podwyższonego napięcia palić nie gorzej, niż płomienie buchające ze smoczego pyska. Mężczyzna pochylił się i Myhrman zobaczył jego twarz. Zobaczył oczy. A na ten widok żołądek obsunął mu się aż do odbytnicy. Mężczyzna pochylił się, płomień ogniska zalśnił w jego oczach. To były dziwne oczy. Bardzo dziwne. Dawniej Ciri lękała się tych oczu, nie lubiła w nie patrzeć. Białowłosy milczał czas jakiś, patrząc na gońca badawczo. Miał nienaturalnie bladą twarz i dziwne ciemne oczy. Ale... skoro według twórców ta rybia bladość bez wyrazu, umieszczona w miejscu, w którym spodziewałam się zobaczyć oczy, winna sprawiać wyżej opisane wrażenie, to ktoś tak maluczki, jak ja, powinien powstrzymać się od komentarza. Przytoczone cytaty mają jedynie zmotywować was do własnych przemyśleń. Twórcy odebrali Wiedźminowi całą nieszablonowość, odzierając go z pełnej komplikacji natury, wspaniałej emocjonalnej niestabilności. Sprowadzili go natomiast do roli tłukącego mieczem wszystko, co się rusza i rżnącego każdą, która ma na to chęć, plastikowego i jednostajnego bohatera. A przecież główny bohater Sagi jest Werterem polskiej fantastyki! Najważniejsze w książkowym Geralcie były wciąż powracające wątpliwości, nie do końca słuszne wybory, i nader ludzkie rozterki. Jego komputerowy następca idzie przez życie z zadziwiającą łatwością, na swej drodze, zamiast kłód rzucanych pod nogi przez Przeznaczenie, spotyka tylko co jakiś czas potwory oraz zadarte babskie spódnice. Nie wszystko da się wytłumaczyć utratą pamięci, pewnych cech nie może zagłuszyć nawet amnezja. Pytam, gdzie podziały się złośliwe uwagi wypowiadane na każdym kroku? I wreszcie, gdzie miejsce na uczucia do kobiety, na tęsknotę, na żal, na wściekłość? Przecież to te czynniki w dużej mierze wpływały na zachowanie Wiedźmina, osobiste pobudki gnały go przez niebezpieczne gościńce, troska i strach o bliskich warunkowała większość jego wyborów. Zdaję sobie sprawę, że mówię o grze, która ma pewne ograniczenia fabularne, podczas gdy przy pisaniu książki autor może pozwolić sobie na dalekie literackie wybiegi, lecz, mimo to, uważam, że, przy tak poważnym przedsięwzięciu, powinno się poświęcić więcej uwagi psychologicznej głębi, nawet kosztem innych elementów produkcji. Bolesnym zderzeniem z rzeczywistością były pierwsze słowa, jakie Geralt wypowiedział. Zanim gra trafiła na sklepowe półki często zastanawiałam się, jak zostanie rozwiązana kwestia głosu, którym będzie mówił główny bohater. Bo wśród wielu książkowych charakterystyk obiektu dzisiejszych rozważań, zaznaczone było, że jego sposób mówienia był nieprzyjemny, straszny, niepodobny do ludzkiego tonu. Znachor zatrząsł się cały na dźwięk tego głosu. Nie należał do strachliwych, było niewiele rzeczy, których się bał. Ale w głosie białowłosego były wszystkie te rzeczy. I jeszcze kilka innych na dodatek. Nadludzkim wysiłkiem woli opanował lęk pełzający po trzewiach jak ohydny robak. Tymczasem pan czytający kwestie wypowiadane przez białowłosego (w tej roli Jacek Rozenek) bardziej nadawałby się do recytacji tandetnych wierszy na wieczorkach poetyckich. Głos prawie zawsze jest taki sam, nie wyraża żadnych emocji, a, jak wszyscy pamiętają, właściciel srebrnego miecza był nimi przesycony, jak mało kto. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórcy gry nie zagłębiali się w lekturę zbyt dokładnie. Przesadzone również wydają mi się wieści o tym, jakoby sam Sapkowski przyłożył rękę do stworzenia scenariusza. Trudno mi uwierzyć, że pozwoliłby tak boleśnie okaleczyć swoje najwspanialsze dziecko. Potencjał, drzemiący w niemal gotowym pomyśle, jaki mieli zaszczyt dostać w swoje ręce twórcy, których zadaniem było przenieść przygody Wiedźmina na PC, był gwarancją sukcesu. Nie mam jednak na myśli sytuacji uwarunkowanej miłością i sentymentem do bohaterów oraz elementów tak dobrze znanych z Sagi. Chodzi raczej o popularność spowodowaną wysoką jakością gry, zarówno pod względem technicznym, jak i fabularnym. Ktoś może zarzucić mi zbyt duże przywiązanie do książkowych rozwiązań i stwierdzić, że gra jest osobnym tworem, który łączy jedynie główny bohater oraz świat przedstawiony. Jestem w stanie jedynie dodać, że nigdy jeszcze zmienianie czegoś ze świetnego - znanego, lubianego i uznanego, po to, by podać odbiorcy niby-nowość, w żadnej kwestii nie dorównującą wersji pierwotnej, nie wyszło na dobre, i nie przełożyło się wcale na popularność. Tyczy się to nie tylko gier, jednak, by nie zbaczać z tematu, dodam tylko, że nie zdziwiłabym się, gdyby przez te nowatorskie zabiegi sukces Wiedźmina był boleśnie jednorazowy. Oceansoul - Nie 07.03.2010, 21:08:11 " /> Cytuj: k-siorzysko - Nie 07.03.2010, 21:30:11 " />Poprawione. |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |