ďťż
Wštki |
PWC 2010
piotrk - Śr lut 24, 2010 1:02 pm Trzymajcie kciuki! Startuję z Marcinem z Warszawy, z którym jesienią ścigałem się na MPAR. Ja wyjeżdżam dzisiaj, Marcin dojedzie do Rabki jutro. Plan - ukończyć zawody Największe niebezpieczeństwo to nie w pełni sprawne kolano Marcina, ale jedziemy pełni woli walki Zawody mają schemat prosty jak budowa cepa: - 70 km na nogach - przepak - 108 km na rowerze. Będę dzwonił i smsował do Mirka i Michała, a oni w miarę możliwości będą pisać na forum, gdzie aktualnie jesteśmy. Gauss - Cz lut 25, 2010 8:34 pm Halo halo Studio, relacje na żywo czas zacząć. Jak to Piotr określił, pogoda w Rabce wiosenna, że niby nawet krótki rękaw można założyć? Jak to już na Bergsonach tradycji stało się zadość - w tym roku będą ćwiczone 2 podejścia na Turbacz i jedno na Wielki Lubań:) Gdy rozmawiałem z Piotrem właśnie zmierzali na miejsce z startu gdzie miała się odbyć prezentacja drużyn. Nastroje po głosie stwierdzam że w porządku. BnO które rozpocznie rajd odbywać się będzie w parku zatem klepania chodników nie będzie:) Zawor - Cz lut 25, 2010 8:37 pm Ehh, taka trasa to smutny dowcip orgów Nie można im odmówić uporu w zrażaniu uczestników do imprezy. Plus tego jest taki, że starzy bywalcy zanudzą się na śmierć i wtedy nasi, lawirując pomiędzy zwłokami, wjadą na metę w czubie Mirek - Pt lut 26, 2010 1:54 am Na razie jeszcze trochę do czuba brakuje Widać, trasa parkowa wcale nie była taka nudna i łatwa Właśnie się obudziłem i mam takiego SMS-a (z godziny 2:00): PK3 Turbacz ok 22 miejsce Gauss - Pt lut 26, 2010 6:30 am W nocy Piotr do mnie dzwonił koło 0:30. Szli albo wychodzili wtedy z PK2, mówił że trasa trochę oblodzona ale dają rade. Do rana sytuacja się jednak trochę zmieniła . SMS z 6:41 "Wychodzimy z pk5 Marcina boli kolano kiepsko to wygląda ale idziemy dalej" W sumie się nie dziwie biorąc pod uwagę to że ten odcinek trekkingowy jest naprawdę długi. Trzymamy za Was kciuki chłopaki. Jak widać na stronie rajdu nie tylko nasz zespół ma problemy z kolanem: "Kolejne zespoły trasy Speed opuszczają punkt 5. Niestety z dalszego wyścigu rezygnuje druga drużyna - Galileos Plan Team z numerem 58. Powodem są problemy z kolanem jednego z zawodników." A co do innych znanych nam zespołów to akademiec.pl wycofał się już po 2PK mimo wysokiej drugiej pozycji - gorączka jednego z zawodników. yoyo - Pt lut 26, 2010 7:52 am nasi na PK 5 z 7 na trekingu ciekawe ile osob ktore startowalo w zeszlym roku pojawilo sie w tym?? Mirek - Pt lut 26, 2010 8:13 am Jest już PK 6. Właśnie gdy zadzwoniłem do Piotra byli 50 metrów od punktu, więc się rozłączylismy, żeby nie podbili go w złej kratce Teraz pójdą znowu do góry na Turbacz. Więcej szczegółów może w kolejnej rozmowie jak będzie dobry zasięg. Mirek - Pt lut 26, 2010 9:22 am Dzwoniłem przed chwilą znowu. Są w drodze na Turbacz, ale gdy spytałem o dokładne położenie i pogodę, to akurat skończył się zasięg, tak więc nadal nic nie wiem Mirek - Pt lut 26, 2010 12:12 pm Aktualnie brakuje im niecałe pół godziny do PK 8 na Polanie Huciska na 55,5 km. Idzie się dobrze, ale spokojnie bo Marcin narzeka trochę na kolano. Pogoda dobra, w nocy -5 teraz w miarę ciepło cieplo. Wczesniej było ślisko, bo to co sie roztopi w dzień to zamarza w nocy i na leśnych czy polnych drogach btwa w związku z tym momentami nieprzyjemnie. W górach piękne widoki. Najczęstszą techniką pokonywania odległosci zrobiły siie teraz "dupozjazdy" (przynajmnie tak to się nazywało w czasach gdy się wspinałem w Tatrach). Do limitu czasu spory zapas. Gauss - Pt lut 26, 2010 1:14 pm Dawać chłopaki dawać. 108 na rowerze to pikuś przy tym treku. Mirek - Pt lut 26, 2010 1:51 pm Aktualnie nasza ekipa prawdopodobnie na ok. 21 miejscu (organizacja nie jest niestety idealna, są pewne opóźnienia w przekazie oficjalnych informacji jak i drobne nieścisłości). Zawodnicy trochę już znudzeni długim, monotonnym trekingiem i z niecierpliwością oczekują przepaku. Został im jeden PK. Marcin pozdrawia żonę. Zawor - Pt lut 26, 2010 2:29 pm Dobrze słyszeć, że kolano wytrzymuje 108 rowerów? do północy będziecie w śpiworach Gauss - Pt lut 26, 2010 2:39 pm Newsy, newsy. Chłopaki idą na właśnie przepak Zjeżdżają na jakichś kartonach czy cuś więc nie mogli za dużo mówić:P Kolano Marcina ponoć się uspokoiło. Plan jest taki aby spędzić na przepaku około 30 minut. Mam nadzieję tylko, że etap rowerowy będzie wyglądał tak, że rower będzie im ułatwiał a nie utrudniał poruszanie się Nie wiem czy zauważyliście że w czubie - czytaj 3 pierwsze zespoły - nie ma reprezentantów Polski. Kolejno Słowenia, Ukraina, Dania. Znając zdolności tych 3 stwierdzam, że mogą paść z wycieńczenia tak jak to było na ZAT GabiB - Pt lut 26, 2010 2:51 pm Niestety nie będą mieli łatwiej. Zaczynają od wepchania rowerów na Lubań zielonym szlakiem (ci co byli pamietają). Trasa w dużym stopniu jest podobna do ubiegłorocznej. Ponieważ zakładałem, że tak będzie (doświadeczenia z Karpacza) nie zdecydowałem się na start (pomijając zajęcia na studiach podyplomowych). Niech moc będzie z nimi. yoyo - Pt lut 26, 2010 3:03 pm rozmawialem z Piotrkiem byl wesol no moze pol wesol opisla mi treking i chcoc w goracach bylem raz to nawet sobie zwizualizowalem trase wycieszki Luban Wielki hehe Gauss - Pt lut 26, 2010 3:56 pm No tyle ze może będzie nieco mniej śniegu:) Co pozwoli czasami użyć roweru to celu w jakim został stworzony. zielony - Pt lut 26, 2010 7:19 pm Cześć wszystkim ... tu Patrycja tzn. żona Marcina rozmawiałam z chłopakami o 20.00 wyruszali właśnie na etap rowerowy, mam nadzieję że wytrzymają... jak Marcina kolano wytrzyma, ale ogfólnie byli pozytywnie nastawieni a więc mam nadzieję, że nie wymiekną. Gauss - Pt lut 26, 2010 8:22 pm Twardzi są to nie wymiękną. Ważne żeby było więcej jazdy niż pchania wtedy kolano wytrzyma yoyo - Pt lut 26, 2010 8:30 pm no ale zdajesz sobie sprawę, że na Lubań to latem "ciężko" wjechać ....ale solidaryzuje się z zawodnikami i spac nie pójdę póki nie ukończą więc lepiej niech się pospieszą ;] Gauss - Pt lut 26, 2010 8:51 pm No wiem wiem. Chodzi mi tylko o to żeby po LW juz było luźniej. (boje się wymawiać jego nazwę:P) Gauss - Pt lut 26, 2010 9:27 pm Tymczasem na PK 11 z wykonania zadania specjalnego rezygnuje drużyna numer 56 i tym samym otrzymuje 3 godziny kary czasowej. Ciekawy jestem co to było za zadanie:) Mirek - Pt lut 26, 2010 9:31 pm Szkoda Ale najważniejsze, żeby zmieścili się w limicie czasu, bo to było ich podstawowym celem na ten rajd. Mirek - Pt lut 26, 2010 9:42 pm PK 11 to był most linowy. Ale nasz zespół awansował na 16 miejsce (na trasie Speed wystartowało 28 zespołów). Po drodze jest jeszcze jedno zadanie specjalne (PK 16). Biorąc pod uwagę noc, narastąjące zmęczenie, spadek temperatury, wejście po drabince alpinistycznej i zjazd na linie mogą okazać się równie trudnym zadaniem jak to na PK 11. No ale bądźmy dobrej myśli. Mirek - Pt lut 26, 2010 10:03 pm O skali trudności świadczy wycofanie się tak znanych zawodników jak np. Bogdan Rycerski, zwycięzca Pucharu Polski w Maratonach na Orientację 2008. zielony - Pt lut 26, 2010 10:20 pm zrezygnowali z zadania na 11 ponieważ bali się, że przekroczą limit czasowy... Mirek - Pt lut 26, 2010 10:24 pm Przed chwilą dzwoniłem do Piotra, są na 13-14 miejscu, czyli wskoczyli do pierwszej połówki. Mimo tej kary czasowej powinni zachować miejsce w środku stawki. Do limitu mają 4-5 godzin zapasu. Zadanie specjalne to nie tylko most linowy, jeżeli dobrze zrozumiałem, przewieszony przez potok lub rzekę, ale także niezbyt łatwe dojście do niego od schroniska i konieczność znalezienia dodatkowych dwóch punktów po drugiej stronie potoku. Być może zajęłoby to mniej niż 3 godziny kary, ale wiązało się z dużym zmęczeniem, które mogło sie dać mocno we znaki później i nasi reprezentanci stwierdzili, że lepiej w tym czasie najeść się i zdrzemnąć z 2 godziny. Gdy zadzwoniłem to prowadzili rowery po jakimś mocno zalodzonym odcinku (zaliczyli wcześniej parę wywrotek), ale właśnie dochodzili do szosy, gdzie przynajmniej będą mogli wsiąść na rower i może trochę nadrobić czasu i dystansu. Zadania specjalne są jeszcze dwa a nie jedno, jak napisałem powyżej. Teoretycznie powinny być łatwiejsze od tego na PK 11. Mirek - Pt lut 26, 2010 10:27 pm zrezygnowali z zadania na 11 ponieważ bali się, że przekroczą limit czasowy... Tak, Piotr powiedział mi to samo yoyo - Pt lut 26, 2010 10:29 pm nie dam sobie reki odciac ale chyba to to samo co rok temu szkoda ze zrezygnowali bo to bylo dosc proste ale fakt troche sil zabiralo wydaje mi sie jednak ze wykonanie tego zadania to jakies 40 minut?? ale chlopacy maja najlepszy przeglad sytuacji to opowiedza jak wroca jak wygladala sytuacja dawac!!!! Mirek - Pt lut 26, 2010 10:29 pm Yoyo, ja niedługo muszę iść spać, bo wcześnie rano muszę wstać (zachciało mi się uczyć na stare lata), zadzwoń może do Piotra za jakiś czas (tylko musisz wyczuć kiedy znowu będą pchać rowery) i napisz co się dzieje na trasie. Chętnie rano tu zajrzę przed wyjściem na tramwaj. zielony - Pt lut 26, 2010 10:33 pm rozmawiałam z Marcinem jak ruszali z PK11 postanowili zrezygnować z mostu linowego bo obawiali się że zabraknie im czasu teraz chcą nadrobić ... ale chyba nie jest za fajnie, Marcinowi wysiada kolanko, a z tego co wiem to przed nimi jeszcze ok. 90 km i jeszcze jedno pchanie pod górę ... Mam jednak nadzieję, że złapią moc i wytrwają. yoyo - So lut 27, 2010 12:14 am jest godzina 1.10 i udalo sie mi nawiazac kontakt z piotrkiem a wlasciwie to jemu ze mna humory ok i forma tez calkiem gorzej ze sleepmonsterem nasi probowali nawiazac kontakt z autochtonami w sprawie noclegu ale lokalsi spali lub bali nie smieli otwierac naszym gwiazdom AR wiec chlopaki pomykaja na PK 12 mogilice szykuje sie zdrowe podejscie al moze Pk bedzie z obsluga to i przespac sie uda limit na razie nie goni co do ZS to zrezygnowali nei z powodu braku sil czy cos takiego, wola zachowac czas na podejscie pod w/w mogielnice bo nie wiadomo ile czasu chlopakom to zajmie ponoc drogi, ktorymi teraz sie poruszaja ufundowala nam UE wiec jedzie sie milo tylko oblodzenie calkiem spore trzymamy kciuki, dalsze wiesci niebawem!! Zawor - So lut 27, 2010 12:30 am choroba, przedawnienie sesji skasowało mi poprzedniego posta Podsumowując co tam pisałem: -trzymam kciuki za kolano Marcina, licząc na to, że nie będzie zbytnio obciążone na rowerach; - Patrycjo, witamy na forum Dawać chłopaki, kibice z reszty europy w Was wierzą // 2.43- Telefony maja poza zasiegiem, wiec nic na zywo nie podam. Bede trzymal kciuki przez sen! yoyo - So lut 27, 2010 3:03 am telefony chlopakow juz w zasiegu ale nie maja czasu na rozmowy wiadomosc to dobra znaczy ze napieraja tymczasem pierwsze druzyny juz na mecie na stronie orga o polskich zespolach prozno szukac informacji, koncentruje sie na zagranicznych, ktore sa bardzo zadowolone z trasy taaaa glucho rowniez na napieraju czy stronie 360 ni nic czekamy na kolejne wiesci z trasy..... Gauss - So lut 27, 2010 6:42 am Wieści są. Chłopaki docierają powoli do Mogielicy, na razie jest ciężko bo nie da się jechać, ale są optymistami. Mówią, że jak już dotrą do asfaltu to będzie lżej. Do limitu mają chyba 1,5h na Mogielicy a później to pewnie się to jakoś wydłuży. W drodze z tej góry do Rabki mają do zebrania 2PK, ale to jakby po drodze więc jest spora szansa. Na mecie muszą być do 13, przed nimi jakieś 40km. Piotrek mówił, że są niby na 10 pozycji i nikogo za nimi. Trzymajcie kciuki "dmuchajcie w telewizory" żeby z wiatrem mieli do tej Rabki i będzie udany start naszego zespołu. yoyo - So lut 27, 2010 7:08 am Mogielica juz tuz tuz tymczasem zaczal padac snie i gory spowily sie mgla nasi dzielnie depcza przed siebie.... zielony - So lut 27, 2010 8:36 am Myślę że są zbyt blisko, żeby zrezygnować ! 9.15 właśnie zjechali, spadali znieśli rowery nie wiem jak to nazwać z mogielnicy i dojeżdzają do wsi przed nimi asfaltowy odcinek i 3 ostatnie punkty do zaliczenia. Marcin mówi że ledwie idzie a więc jak będą mogli jechać to będzie ok. jest bardzo ślisko, ale Marcin woli jechać i wywalać się niż iść, Piotrek prowadzi rower ...Pogoda zdecydowanie się psuje pada gesty śnieg. Trzymajcie kciuki...! Gauss - So lut 27, 2010 8:40 am 27.02.2010 - 08:11 Okazuje się, iż na trasie pozostaje już tylko jeden wytrwały zespół jest to Zielony Zakątek Supernova Adventure Team. Czekamy na chłopaków z niecierpliwością Kurcze no - muszą dać radę. Mirek - So lut 27, 2010 11:17 am Brzmi to nieźle... zielony - So lut 27, 2010 11:48 am nie odbierają telefonów .... już tylko czekam na wiadomość że dotarli do mety i wreszcie idą spać. Czy ktoś ma jakieś wieści gdzie są? Mirek - So lut 27, 2010 11:55 am Pewnie walczą z czasem, a jak jadą teraz rowerami to nie odbiorą. Napisz tu jak będziesz coś wiedziała. Zawor - So lut 27, 2010 1:17 pm Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie? Jest 15 min po limicie, a do chłopaków nie można się dodzwonić Oby to meta była poza zasięgiem sieci! yoyo - So lut 27, 2010 2:40 pm Hurrra!! w skrocie tak to mozna ujac NASI na MECIE !! prawdopodobnie miejsce nr 8 uprasza sie o kilkugodzinna zwloke z zyczeniami chlopacy sa wycienczeni i ida spac gratulujemy i czekamy na realcje live Gauss - So lut 27, 2010 2:43 pm Też otrzymałem tą informację od Piotra. BRAWO CHŁOPAKI. Dobra robota:) yoyo - So lut 27, 2010 2:48 pm i jeszcze news z ostatniej chwili, Piotr juz spakowny jest w drodze do poznania ;] to sie nazywa organizacja prowadza chlopacy z academca, nasz zawodnik odpoczywa gorzola - So lut 27, 2010 3:20 pm Gratulacje! M zielony - So lut 27, 2010 4:07 pm Dopiero teraz dorwałam się do komputera ... wiem tyle co wszyscy dotarli do mety mają chyba 8 miejsce, idą spać na kilka godzin jak się obudza dadzą znać. Cóż jestem dumna, że skończyli to był trzeci rajd zimowy marcina i po raz pierwszy udało mu się go skończyć w zeszłym roku była lepsza forma i kolano w lepszej kondycji ale zabrakło determinacji w zespole ... jednak dużo zależy od tego z kim i kiedy, bardzo cieszę się, że Marcin mógł wystartować z Piotrkiem ... to chyba na razie tyle. Zawor - So lut 27, 2010 4:40 pm A teraz się wyspać piotrk - So lut 27, 2010 11:34 pm Już się wyspałem "Akademce" wrzuciły graty do bagażnika, mnie wsadzili na tylne siedzenie, trochę tam jeszcze im poopowiadałem jak było, a potem to tylko pamiętam, że co jakiś czas wybudzałem się na 5 minut i zasypiałem na nowo Marcin został w Rabce, będzie nas "reprezentował" na zakończeniu. Sama końcówka była dramatyczna - na PK 15 z limitem czasu o godz. 13.00 (most linowy, 500 m. od mety) wjeżdżaliśmy sprintem, rozjeżdżając alejki parkowe. Gdy wjechaliśmy na punkt na moim zegarku była dokładnie 12.59. Nie wiem na ile miałem zsynchronizowany czas z zegarkami sędziów na punkcie ale grunt, że lampionu jeszcze nie ściągnęli To już chyba jest moja specjalizacja rajdowa - kończenie imprez "na limitach". Z uwagi na kolano Marcina, ale też i stopień trudności rajdu ustaliliśmy, że naszym celem będzie ukończenie rajdu i przyjęliśmy strategię nie ścigania się z innymi zespołami, tylko spokojnego pokonania trasy. Parkowe BnO jako jedni z nielicznych (może nawet jedyni?) pokonaliśmy marszem. Zajęło nam to 37 min. Treking zaczęliśmy mocno bardzo szybkim marszem, tak że zaczęliśmy łykać kolejne zespoły - przed pierwszym PK minęliśmy jeden zespół, przed drugim - doścignęliśmy kolejne dwa teamy. Potem kolano Marcina przypomniało o sobie i tempo marszu spadło do normalnego. Tymczasem Michał i Mikołaj z akademca.pl biegli po górach jak wilki - 5 miejsce na PK 2, na PK 5 w rzekach zajmowali już drugą pozycję. Opis trekingu dla ciekawych w jakim stopniu trasa powtarzała się z zeszłoroczną: Trasa trekingu wiodła czerwonym szlakiem przez schronisko Stare Wierchy (2 PK) dalej schronisko na Turbaczu (3 PK), szczyt Gorc Kamieniecki (4 PK), schronisko w Rzekach (5 PK) - najdalej wysunięty punkt trekingu, odtąd wracało się już do bazy. Żółtym szlakiem na Turbacz, zaliczając po drodze 6PK - skałę Kudłoński Baca. Ze schroniska na Turbaczu (7 PK) odbijaliśmy jeszcze w dół niebieskim szlakiem w dół do Leśniczówki Hucisko(8 PK), stamtąd do góry do schroniska Stare WIerchy (9 PK) i powrót czerwonym do Rabki Punkt w Rzekach (najdalej wysunięty punkt trekingu;połowa trasy) był dla nas jak ziemia obiecana. W tym momencie byliśmy już lekko stargani, zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki niewyspania, jeszcze nie haluny, ale już pewne otępienie, ból stóp i kolan. W schronisku dostaliśmy herbatę, zdecydowaliśmy się na spanie (chyba z pół godziny) i była to bardzo dobra inwestycja, bo kolano Marcina odpoczęło na tyle, że ruszyliśmy w dalszą drogę dość żwawo i w dobrych humorach. Odtąd też zaczęliśmy liczenie zapasu limitów. Wychodzi na to, że nie byliśmy mocno wykonczeni bo na kolejnych odcinkach dokładaliśmy sobie do zapasu, a to pół godziny, a to godzinę. W schroniskach na Turbaczu i Stary Wierchach odpoczywaliśmy troszkę, tudzież podjadaliśmy zupy pomidorowe i ryż z czymś tam, co dawało nam niespożytej energii na około 1 godzinę maszerowania. Sama końcówka to już było poruszanie się siłą woli. 70 km po górach dało o sobie znać, wszyscy zawodnicy których wówczas spotykaliśmy wyglądali, że się tak wyrażę "mało świeżo". No ale dotargaliśmy się do bazy równo z bilansem: uciułane jakieś 7 godzin zapasu do limitów, skasowane kolano Marcin (no ale za chwilę przecież rower, więc kolano odpocznie ), zniszczone podeszwy stóp, ogólne pozytywne nastawienie do dalszego napierania. Dzień się skończył, czekała na nas noc z rowerami. Poszliśmy spać na jakieś 30-40 min. z decyzją, że po przebudzeniu, kolano Marcina zadecyduje co dalej. Mikołaj i Michał z Akademca czuwali nad naszym snem - znaczy się, żebyśmy się obudzili. cd. o etapie rowerowym, walce z czasem i oblodzonymi ścieżkami, o testach na koncentrację, szybkich i zimnych zjazdach - juto Gauss - N lut 28, 2010 1:13 am Kończenie równo z limitami jest fajne Bardzo się cieszę. Czekam na dalszą relację:) Mirek - N lut 28, 2010 2:48 am To pobiliście mój klubowy rekord z Kieratu, ja wtedy byłem na mecie 3 minuty przed 30-godzinnym limitem Jeszcze raz gratuluję wytrwałości i doskonałego wyniku! piotrk - Pn mar 01, 2010 10:16 pm Relacji ciąg dalszy. Etap rowerowy był chyba lepszy niż w zeszłym roku: 108 kilometrowe kółko na północ od Rabki, bez powtarzania punktów z trekingu. Schemat etapu pomyślany tak: 3 wejścia i zejścia z rowerami na wysokie górki (Luboń Wielki, Lubomir, Mogielica) a pomiędzy asfalty i to w dużej ilości w dół, tak żeby dało się nadgonić czas stracony na wnoszeniu roweru na górę. Czy jest sens robienia roweru na górkach, na które nie da się wjechać - niech każdy oceni sam, wedle własnych upodobań. Jedno trzeba oddać budowniczemu trasy, że nawet jeśli targanie rowerów na plecach na szczyt jest bez sensu, to całość etapu poprowadził tak, że dało się odpocząć na asfaltach i nadrobić czas. Po zakończeniu trekingu mieliśmy jakieś 7 godzin zapasu, który zaczął szybko topnieć jak śnieg w górach. Na przepaku zamarudziliśmy chyba ze dwie godziny (?) a potem z każdym kolejnym punktem limitu ubywało; na przedostatnim punkcie w miejscowości Niedźwiedź została nam niecała godzina zapasu plus godzina "przewidziana" przez organizatora na dotarcie do Rabki. Upływający czas był głównym argumentem na rezygnację z zadań specjalnych. Mając w perspektywie pchanie rowerów na szczyty oraz narastające zmęczenie (druga nocka w trasie) zdecydowaliśmy najpierw zrezygnować z ZS na Luboniu (to samo co w zeszłym roku - most linowy i szukanie 3 punktów w jaskiniach) a potem z ZS na Mogielicy (wejście po drabince alpinistycznej na wieżę i zjazd na linie). Czasu wystarczyłoby na ostatnie zadanie specjalne (most linowy przez rzekę), już w samej Rabce. Zrezygnowaliśmy z tego, bo byliśmy doszczętnie przemoczeni i wychłodzeni, a zrobienie/niezrobienie tego ZSu i tak nie zmieniłoby naszej pozycji. Trochę dziwnie się dzisiaj czuję, z tą myślą że przeszliśmy przez całe PWC bez żadnego zadania specjalnego, ale w końcu celem od początku było dla nas ukończenie zawodów. A wychodząc na etap rowerowy humory mieliśmy takie pół na pół - może się uda, a może nie. Pierwsze kilka kilometrów to podjazd asfaltem pod Luboń Wielki, a potem to już tylko długo i ostro pod górę niebieskim szlakiem, pchając rowery. Najgorszy był lód. Dawał się we znaki już na trekingu, ale tam pomagały kijki, a tu - nie dość że brak podparcia to jeszcze trzeba bicykl targać. Miejscami na ścieżkach zalegały 20 metrowe lodowiska. Najtrudniejsze momenty to te, kiedy już, już udało się pokonać lodowisko, zostały ostatnie dwa kroki, i nagle stopy traciły oparcie, i zjeżdżałeś 10 metrów w dół. Rowery otrzaskane, mokre ubrania, przekleństwa i na nowo trzeba przejść przez lód. Lubań był chyba najgorszy ze wszystkich trzech szczytów. Na Lubomir szło się po śniegu, łagodnie w górę. Tyle, że podejście wydawało się nieskończenie długie. Na Mogielicę, która na profilach pokazanych na odprawie wyglądała najstraszniej, wejście okazało się mordercze na ostatnich 200 metrach. Nachylenie stoku było tak duże, że szliśmy w rytmie 10 kroków, odpoczynek, 10 kroków, odpoczynek... Na Mogielicy zaczęła też psuć się paskudnie pogoda. Pierwsze krople deszczu spadły jeszcze na trekingu, ale było tego tak niewiele, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Na Mogielicy była już mgła i opady śniegu, momentami zamieniające się w małą zadymkę. Niżej, na asfaltach, którymi pomykaliśmy w kierunku mety, śnieg zamieniał się w deszcz i deszcz ze śniegiem. Na ostatnim zjeździe do punktu w Niedźwiedziu, byliśmy już kompletnie przemoczeni. Pęd powietrza sprawiał, że padający deszcz ze śniegiem wbijał nam się w twarze jak igły. Straciliśmy czucie w dłoniach, a pół minutowy postój wprowadzał nasze ciała w drgawki. Na szczęście do mety zostało już tylko 10 km. To był ostatni z kryzysów na trasie. Poprzednie, o dziwo, nie wynikały z zimowej aury. Woda nie zamarzała nawet w bidonach, w stopach mimo przemoczonych butów, ani razu nie straciłem czucia, zimno robiło się tylko wtedy, gdy przystawaliśmy się na dłużej. Jednym słowem zimowy rajd nie zmroził nas za bardzo. Więcej problemów mieliśmy ze snem. W pewnym momencie chcieliśmy nawet wbić się komuś do domu i przespać się z pół godziny choćby na wycieraczce w przedpokoju. Niestety, żaden z gościnnych zapewne autochtonów, nie odważył się otworzyć drzwi o wpół do dwunastej w nocy, dwójce dziwnie wyglądających facetów. W sumie spaliśmy chyba dwukrotnie na trekingu: pierwszy raz ok. pół godziny w połowie etapu, drugi raz Marcin zdrzemnął się 10 min. w schronisku na Turbaczu, kiedy czekaliśmy na zupę. Około 40 min. spaliśmy na przepaku. Na rowerze podsypialiśmy raz, w obserwatorium astronomicznym na Lubomirze. Na koniec, ku przestrodze, o tym jak to można zaprzepaścić 40 godzin napierania, gdy odpuszcza się koncentrację na ostatnich metrach zawodów. Dojeżdżamy na luzaku do Rabki. Nie patrzę już na mapę. Zostało nam pół godziny do ostatniego PK (most linowy na rzece, 500 metrów od mety). No to skończyliśmy rajd. Jesteśmy już przecież w Rabce, ten kawałeczek do punktu to pikuś, całe pół godziny,jedziemy dumnie prężąc pierś. Nie orientuję mapy, od niechcenia spoglądam, gdzie ten punkt - rzeka, droga, szkoła, obok park w którym jest start i meta zawodów. No to wiadomo, gdzie to jest, nie ma się co zastanawiać. Dojeżdżamy nad tą rzeczkę. Pierwsze ukłucie - przecież właściwie to nie rzeczka, tylko strumyczek, gdzie tam robić przeprawę linową? Ale nic to. Jedziemy drogą wzdłuż strumyka, strumyk gdzieś tam odbija od asfaltu. Punktu ni ma. Marcin mówi: wiem gdzie to jest! No to prowadź. Drugie ukłucie - kurde to na pewno nie w tym kierunku! Nagle z pół godziny robi się 15 minut. Coś jest nie tak. Wracamy nad strumyk. Jeszcze raz się rozglądamy. Nic. Może zwinęli już przeprawę linową? W końcu obsłudze na poprzednim PK powiedzieliśmy, że nie będziemy robić zadania specjalnego. Jeszcze jedna runda wzdłuż strumyka w poszukiwaniu samego lampionu. Nie ma. Robi się nerwwo - jakieś 10 minut. No to podjedźmy na metę, to tylko 2 minuty stąd. Może tam przesunęli punkt, skoro wiedzieli że jesteśmy już ostatni i nie chcemy robić ZS. Na mecie wita nas radośnie obsługa. 8 minut do limitu. Na pytanie, czy tu jest może PK 16, odpowiadają że nic nie wiedzą i najlepiej zadzwonić do sędziego głównego. Marcin dzwoni i słyszy, że punkt stoi tam gdzie ma stać i obsługa na nas czeka. 6 minut do limitu. No to robi się bardzo nerwowo. I olśnienie. To jest tam, gdzie był bieg na orientację. Po drugiej stronie parku. Tam też jest i droga i rzeka i szkoła. 4 minuty do limitu. To był mój najszybciej wybrany wariant dojazdu do PK Prujemy przez alejki parkowe, chodniki, w dół do rzeki. Teraz w prawo czy w lewo? Jedziemy w lewo. Widać stanowisko linowe. Jeszcze przez jaz na drugą stronę rzeki. Dochodzimy do punktu, patrzę na zegarek na liczniku rowerowym- 12.59. Minuta do limitu. Ciekawe, czy obsłudze punktu nie spieszą się zegarki? Punkt jeszcze wisi. Pytają nas, czy robimy zadanie? Nieeeeeeeee! Z drugiej strony, jak napisał ktoś na napierajce, Finowie szukali tego punktu półtorej godziny... I jeszcze jako ciekawostka - zrobili nam badania na koncentrację. Przed startem i po zakończeniu rajdu sprawdzili nam zawartość cukru we krwi i zrobili 2 testy. Pierwszy to odpowiednie łączenie na czas na kartce papieru kolorowych punktów. Drugi test polegał na odpowiednim umieszczaniu drewnianych kulek na trzech drążkach (liczył się czas i ilość wykonanych ruchów). W badaniach krwi wyszło mi przed zawodami że nie mam cukrzycy (114 jednostek czegoś tam). Po zawodach miałem 64 jednostki i pani badającą bardzo się tym przejęła i zaczęła mi nawet słodzić herbatę Obiecali, że na maile prześlą wyniki tych badań. I to koniec relacji. Dziękuję wszystkim kibicującym, za to że nas wspieraliście i motywowaliście! Te nocne rozmowy telefoniczne naprawdę nieźle wyrywają z letargu Marcinie, jak Twoje kolano? yoyo - Pn mar 01, 2010 10:24 pm w mordę jeża ostatni raz taki długo tekst to chyba koło matury napisałem zielony - Wt mar 02, 2010 4:28 pm Cześć Piotrek, cześć Chłopaki... Bardzo dziękuję za doping, prześledziłem forum, faktycznie dzielnie nam kibicowaliście. Dziękuję Piotrkowi za pozytywne myślenie (choć nie wypowiedziane - generalnie za dużo nie gadaliśmy), za wyrozumiałość kiedy ciągnąłem w ogonie. Nie wiem co on tam myślał, ale ja - jak to na rajdach przeżyłem kilka wzlotów i upadków. W końcówce trekingu praktycznie pożegnałem się z rajdem, bo wtedy każdy krok to była walka o przetrwanie. Nie tylko z powodu bólu kolana, ale i stóp. Czułem się tak jakby ktoś obił mi je młotkiem, a potem postawił w ognisko. Tak więc szedłem na piętach, na zewnętrznej stronie, pewnie jakby się dało to i na wewnętrznej bym szedł... a tak naprawdę to pragnąłem lewitować... Nie wiem jaki jest związek między kolanem i stopami, a ciepłą herbatą i 30 minutową drzemką, ale obudziłem się w zupełnie innym stanie, odmiennym stanie świadomości. Po drzemce na przepaku powlokłem się na czworakach, bo trochę mi nogi zesztywniały i podobno nie wyglądałem najlepiej, ale jakoś się jechało. Przyznam szczerze, że mając w pamięci ubiegłoroczny Luboń strasznie się go bałem. Jeszcze bardziej - po obejrzeniu schematu - bałem się, że Mogielnica będzie moją mogiłą. Generalnie na wejściach dawały mi się we znaki stopy, na zejściach - kolana. Kolejny duży kryzys miałem przed obserwatorium, ledwo szedłem... Drzemka i wysuszenie skarpet zdecydowanie pomogły mi przetrwać kolejne godziny. Wybranie przez nas łagodnego,ale dłuższego podejścia na Mogielnicę było dobrym posunięciem i tak zrobiła chyba większość zespołów. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Ponieważ droga w dół znów stawała się koszmarem, gdy tylko można było wsiąść na rower zrobiłem to i - przyznam się jestem dumny ze zjazdu lodową rynną jaki udało mi się wykonać zakończony niezwykle efektownym lotem Nie wiem dlaczego, ale w głowie miałem myśl, że po Mogielnicy cały czas będziemy już jechać asfaltem do mety. Dlatego - jak Piotrek powiedział mi, ze idziemy 3 km przez pola - czytaj woda i śnieg, trochę mi wody odeszły i spanikowałem. Tym bardziej, że byliśmy po przejściu niezłej ulewy ze śniegiem, po której Piotrek wyglądał jakby właśnie wrócił z zabiegu u nieudolnego adepta akupunktury, a ja czułem się jak bryła lodu, nie czułem dłoni i nie mogłem przestać szczękać zębami. Na szczęście udało mi się jakoś rozgrzać i jakoś poszło. Decyzje o nieuczestniczeniu w zadaniach specjalnych okazały się bardzo dobre. Był to pomysł Piotrka, ja na początku trochę oponowałem. Jednak rzeczywiście nie zdążylibyśmy w wyznaczonym czasie do mety, gdybyśmy wzięli udział w którymkolwiek z nich. Ja nie miałem siły nawet się jakoś bardzo cieszyć, Piotrek zresztą też, choć to on zaproponował wspólne wyrażenie emocji w tej formie. Generalnie - jak to zwykle bywa - sukces, bo myślę że tak mogę nazwać ukończenie przez nas tego rajdu - z każdym dniem smakuje lepiej. Tym bardziej, że jeśli się nie mylę, to ukończyło go najmniej zespołów w historii, ale niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę. Trochę dziegciu w tej beczce miodu stanowi fakt, że nie ma oficjalnych wyników speedów, a w każdym razie te ostatnio umieszczone nas nie obejmują. I nie ma się co dziwić, ponieważ pochodzą one z czasu, kiedy byliśmy jeszcze na trasie, ale skoro można było podać oficjalną klasyfikacje masters po godz. 14, to nie rozumiem dlaczego nie zrobiono tego w odniesieniu do speed? Ponieważ przespałem wręczenie dyplomów, więc nie wiem jaki mamy oficjalny czas według organizatorów i czy nas sklasyfikowali (vide: zsynchronizowane zegarki, o czym pisał Piotrek). Wysłałem maila z zapytaniem do orgów wczoraj, ale jak na razie nie mam odpowiedzi. To co jeszcze wato odnotować, to sława dzięki temu że opuściliśmy wszystkie zadania specjalne oraz poszukiwaniom prowadzonym przez żonę Piotrka I ostatnie podsumowanie. Generalnie- mimo, iż fizycznie byłem najgorzej przygotowany do rajdu ze wszystkich swoich startów - czuję się po nim stosunkowo najlepiej. Bilans jest następujący: lekko uszkodzona lewa noga (kolano, łydka) i prawe kolano, stopy o dziwo szybko wróciły do normy tylko w dwóch palcach lewej mam ciągłe mrowienie i to co najbardziej utrudnia mi teraz pisanie to brak czucia we wszystkich palcach z wyjątkiem kciuków (pokłosie zjazdu w deszczu i śniegu). Mam nadzieję, że to szybko minie. Jeszcze raz dziękuję Wam za wsparcie i kibicowanie, a Piotrkowi za dobre towarzystwo i wspólny sukces. Marcin Gauss - Wt mar 02, 2010 5:20 pm Wyniki już są, zostaliście sklasyfikowani z czasem 48 godzin i 21 minut z czego 9 godzin to kara czasowa. Tak więc super Zawor - Śr mar 03, 2010 10:35 am Jeszcze raz brawa za walkę I dzięki za relacje, postaramy się wrzucić je na stronkę jak tylko stanie. Marcinie, życzę szybkiej rekonwalescencji |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |