ďťż
Wštki |
Moje krótkie opowiadanie pt. "Czechy"
Wiwern - Wto 04.03.2008, 17:31:43 " />Na południe od Gimlendu była piękna kraina. Słynęła ze świetnego piwa "Złoty Pawian", słyneła z przednich kabaretów i przemysłu fonograficznego. Słynęła też z produkcji wyścigowych rydwanów "Skoda Favorit" i z corocznych wielkich festiwali heavymetalowych. Najogólniej mówiąc był to kraj "mlekiem i śliwowicą płynący", ale nikt nie umieszczał go na mapach. W Szwablandii robiono to z zazdrości, bo ich piwo i rydwany bojowe "MehrSedes" były dużo gorsze, a przedsiębiorczy Szwabowie nie lubili konkurencji. W Angolii nie umieszczało się na mapach owej krainy, bo sami Angole kiepskimi byli kartografami, a wszystkie swe mapy kopiowali i tłumaczyli ze szwablandzkich. W Gimlendzie... w Gimlendzie, to nie wiadomo w sumie, dlaczego nie umieszczano na mapach "Ojcziźni Szkody Szto". Niektórzy mieli na to taką teorię, że była to pozostałośc z czasów, kiedy król Slavert przywłaszczył sobie ów kraj do swojego i dlatego nie uznawał jego istnienia. Gumitrij von Rammstein uważał, że to wina "tych zasranych Angolów". Saesee Najbardziejzryty był bliższy stwierdzeiu, że "głupi jesteś, to wina tych ordnungofilów ze Szwablandii. Sławny Szwablancki profesor Krankenwald na pytanie o przyczyny zaistniałej sytuacji zwykł odpowiadać "Was?!". Była też przeważająca większość ludzi, którzy mieli to w dupie, ale i tak nie zdawali sobie sprawy z tego, że za kilka wieków wszyscy będą sobie nucić pod nosem balladę "o Jozinie z Bazin", albo w innej wersji balladę "o Donaldzie, ktory marzy". Owa kraina, zwana czasem "Ojcziżnia Szkodi Szto" oficjalnie nazywała się Czestan, przez Gimlendczyków przekręcane na "Przestań!". Młodzież, głównie akademicka, która lubiała sobie wszystko skracać mawiała "3H", mało obeznani wieśniacy mówili "Czechy", jeszcze mniej obeznani, starzy wieśniacy, którzy mieli juz swoje dziwactwa mówili "Czechosłowacja", a najbardziej szanowani ludzie ze wsi mawiali "Co?!". Szwablandzcy bambrzy mówili "Was?!" potwierdzając tym nieco teorie na temat korzeni profesora Krankenwalda wysnuwane i powracające masowo głównie w trakcie sesji egzaminacyjnych na GoetheInstytut, gdzie każdy student musiał znać na pamięć "Ich bin Mull, czuje ból". - Po cholerę my tam w ogóle jedziemy?! - powiedział Gumi wykrzywiając twarz w grymasie zażenowania. - Z dwóch powodów - odpowiedział lakonicznie Saesee ilustrując mu to niemal bezbłędnie ilością pokazanych palców. - Po pierwsze - zaczął rzeczowo Lord Emilem - Saesee chce ci zrobić niespodziankę i zabrać cię na Apuljezede Metal Fest. A, sorry, że się wygadałem, Saesee. - W dupie mam jakiś tam zasrany fest! Pewnie samo gejmetalstwo będzie. - Ssij! - Po drugie primo - kontynuował swój rzeczowy wywód Emilem - ja jadę odwiedzić mojego nowego lachona. - A gdzie mieszka ten twój lachon? - zapytał zainteresowany Saesee. - W sumie... nie wiem. Powiedziala mi tylko, że mam jechać do "3H" a ona już mnie tutaj odnajdzie. - A ja, kurde? Co ja z tego będę miał? Po co ja tu w ogóle z wami jadę? - Jak zawsze po to, żeby mieć na co narzekać. - Aha, kurde racja. - Emi? - zapytał po krótkiej chwili zastanowienia Gumi. - Co?! - To wszystko jest do dupy, spartaczone, jak 2 lata rządów... - O co ci znowu. kurwa chodzi? - No o wszystko! O naszą ideę! - A po chuj człowiekowi idea? - zapytał rzeczowo, tym razem Saesee. - Jak to, kurde, po chuj?! Idea rzeczą wzniosłą jest! A naszą ideą zawsze było nie mieć lachonów. Narzekać, że one lecą na frajerów, a takich spoko gostków, jak my olewają. A teraz co?! Saesee ma tą swoją Fiorentinę i pożytku z tego żadnego. Wiersze pisze coraz bardziej gówniane i optymistyczne, myje się regularnie, nie śmierdzi już jak za dawnych lat... Emilem, ty się niedługo też tak zmienisz, zobaczysz! i kto wtedy będzie ze mną topił miłosne smutki... - Zero jest zer sumą, nie jestem w miłości pumą. - wyrecytował Saesee z nienaganną lubońsko-gimlendzką dykcją. - No, przynajmniej jeszcze nie zapomniałeś mądrych słów przyjaciela - powiedział z nadzieją w głosie Gumi i lekko się nawet uśmiechnął. - Uwożej! - zakomunikował Emilem przy okazji sam chwaląc się znajomością mądrych sentencji i z błyskiem wyciągnął szablę. Przy drodze stał zombie. W ręku dzierżył maczugę a z jego obłąkanych oczu nie dało się wyczytać przyjaznych, ani wrogich zamiarów. Emilem zaczął żałować, że wyczerpał już dzienny limit zaklęcia "wykrycie charakteru' kiedy napotkał po drodze gimlendzką misję dyplomatyczną. - Dzieńdobry! - powiedział dość przyjaźnie zombiak. Na tyle przyjaźnie, że Emilem schował szablę, Saesee schował miecz, a Gumitrij... nie Gumitrij nie przestał się demonstracyjnie czesać. - Mam na imię Czesio. Chodzę tu sobie we swojej osobie, bo mam zadanie od sołtysa, żebym tu coś zrobił, ale zapomniłem. - O czym zapomniałeś? - zapytał zdziwiony Saesee. - No, zapomniłem, co mi kazał ten soltys zrobić. Zara, zara... eee... jajorodne, żyworodne, liściastne... nie, to na pewno nie, no zapomniłem. - O jakim sołtysie mówisz? - spytał podejrzliwie Emilem. - Eee... no takim, no... takim ze wsi, co jest blisko. Będę musiał tam wrócić, żeby mi przypomnił, pójdziecie ze mną, chłopacy? - Ja tam nieee wiem... - zakomunikował Gumi. - Prowadź. - zdecydował Emilem - ale módl się, siło nieczysta, żeby się nie okazało, że ten sołtys płaci za pozbycie się strzyg i innych martwiaków z okolicy. do tego to my zawsze chętni, każde grosiwo się przyda. - O tak, Czesio lubi modlić, Czesio lubi gorzkie żale, Czesio... Czesio sobie przypomnił! - Co sobie przypomniałeś? - No to! Sołtys kazał iść do jaskini z dobrom akustykom i poćwiczyć gorzkie żale. Ale tu nie ma jaskini nigdzie, tu są tylko te, no... baziny. - Baziny?! - No, baziny! Znaczy się bagna i tu żyje zły potwór Jozin z Bazin, tu się nie da śpiewać. - Potwór? Jest za niego nagroda? - No jest nagroda, ale Czesio już zapomnił, jaka. - Prowadź nas do wsi! * * * - Czesio? - O co chodzi bardowi - śmiesznemu chłopcowi? - Co to jest za wichajster, co tam taszczysz pod pachą? - To jest tajemnica. - Tajemnica?! - No dobra, Czesio powie, ale na ucho, żeby czarodziej nie słyszał. - Czemu on nie może słyszeć? - No bo to jest artefakt, bardzo cenny i czarodziejowy. Gumitrij udając, że nie słyszy, lekceważąco zmarszczył freda (brwi zmarszczyłem, kurde i nie przekręcaj, jak groch z kapustą). - To jest... suwenira zapomnienia - szepnął Czesio. - Ta maczuga? A co ona robi? - Co ona? Ona robi takie, że... zapomniłem. - Że co? - No zapomniłem, co ona robi, muszę ją zidentyfikować znowu. Trzeba będzie pójść do kosciola i poprosić pana księdza, żeby zidentyfikował. - A po co zara jakiegoś pasożyta w to mieszać? Daj na chwilę! - Ale się nie poniszczy? - Obiecuję. Saesee obmarał maczugę i po chwili powiedział coś mądrze. Powiedział to Czesiowi na ucho. Gumitrij udawał, że nie słyszy. Emilem nie musiał udawać. * * * Śliwowica była dobra i mocna. - Więc rzeczesz, sołtysie, że za przyniesienie Jozina z Bazin żywego, lub martwego, dasz nam swoją córkę i trzy darmowe zaproszenia na Apuljezede Metal Fest? - Tak jasem powiedział. - Chwileczkę - rzekł podejrzliwie Emilem mrużąc zjadliwie oczy. - Jozin z Bazin żyje na bagnach, to znaczy na tych waszych Bazinach. Teren to niewielki, łątwo go znaleźć, żre chętnie prażynki, więc łatwo go zwabić. Jest zbudowany z klocków Lego, więc łatwo go rozłożyć. Grasuje ponoć na tych bagnach od dziesięciu lat. Dlaczego nikt go przedtem nie ubił? To robota dla wiedźmina, nie było tu kiedy takiego? - Ano był - stwierdzić smutno sołtys. - I co? - Było tu już dwóch wiedźminów. Pierwszy jebnął nam wykład o ekologii, o równowadze w przyrodzie i o tym, że Jozin z Bazin jest naturalnych stworem, żyje w swoim naturalnym środowisku i odmówił zlecenia. - A drugi? - Drugi? Szkoda gadać! Powiedział, że załatwi bestyję, ale musi mieć samolot i proszek. - Co?! - No ja sam nie wiem, co to za farmazony. Uparł się, że chce "letadlo a praszek" i że bez tego nie pójdzie na bagna. Miejscowy proboszcz wpadł na pomysł, co by mu dać po prostu jakąś flaszkę z dziwną żyburą w środku, powiedziec, że to taki miejscowy jabol "Letadlo Apraszek", ale ten sukinsyn nie dał się nabrać. - Czesio już to widział, na TeWueNie! - Was?! - zapytał Gumitrij zirytowany nadmierną ilością "chrzanienia pierdołów" w rozmowie. - Waść ze Szwablandii? - zapytał z niechęci Sołtys. - Got mit uns! MehrSedes Rules! - Oż, ty! - wrzasnął sołtys sięgając po widły. Gumitrij wycelował w niego grzebień. - Spokojnie, chłopacy! Nie bądźcie się zachowywać jak małe dzieci. Wujek Alfred zawsze to mi mówił "dajcie se na zgodę!". Chcecie śliwkę? * * * - Kurde, śliwki jebane, czechy zasrane... - mamrotał gniewnie Gumitrij von Rammstein siedząc calą noc w wychodku. - Musisz pokonac wiedźmę Shigellę! - krzyknął mu Czesio zza drzwi. - Was? - No Panią Frał! - Ty mi tu żadnych, kurde aluzji nie wal. Siedzi se ktoś w kiblu przez cała zasraną noc, to od razu musi znaczyć, że marszczy sobie Freda, co? - Znasz Freda? To jest kuzyn Maślany! - Zamknij rhyj! - No dobrze już, dobrze. Jak skończysz, to chodź, dam ci parę patyków i pogramy w "Magicznych Wojowników"... - Ja tam nieee wiem... Podaj mi lepiej papier toaletowy. - Już sie skończył. * * * - Tedy, tędy - prowadził podekscytowany mędrzec Czechu. - Idę, idę - potwierdził Kitol z Rashemenu, gdy juz uporał się z łyżką do butów. - Do mojego pokoju, o tutaj, patrz. - No i co? - Jak to, nie widzisz? - Widzę, na stole masz szklaną kule, już mi to kiedyś pokazywałeś. - Ale przypatrz się bliżej. - Hehe, jestem w szklanej kuli! - zawołał radośnie Kitol spoglądając w swoje odbicie. - A teraz, patrz. - Mędrzec Czechu podniósł kulę, potrząsnął nią i położył z powrotem. - Teraz widzę w kuli siebie, przywalonego śnieżycą, niezły hardkor. - Dobre, nie? - Fajny trik. - Nazwę to... Ice Wind Delete. - Hehe... * * * - Uwaga, nadchodzi! - krzyknął Lord Emilem brocząc po kolana w błocie. - Formujcie szyk! Emilem przyjął postawę Wołodyjowskiego z "Ogniem i mieczem", Gumitrij wychylił sie z błota, gdzie przed chwilą łowił blotne żółwie i zaczął nerwowo szukać grzebienia. Saesee po chwili uporał się z dylematem, czy wyciągnąć swój miecz, czy stanąc z tyłu i zacząć grać pieśń bojową na lutni. Wybrał to drugie. Brzdąknął dla szpanu w instrument i zaczął śpiewać "Death Or Glory" zespołu Running Wild. - Zamknij rhyj z tymi pedalskimi, angolskimi gejmetalami! - Ale to jest niemiecka kapela! - Ale teksty mają po angielsku! - Bo angielski się bardziej nadaje... - A Czesio umie lepsze gorzkie żale... - Wszyscy się zamknijcie! Czesio, wysypuj prażynki! - Zapomniłem... - Zapomniałeś zabrać prażynki?! - Nie, zapomniłem, że je zjadłem... - Ty zakało, ty... - Aaaaargh!!! - dał się nagle słyszeć straszny dźwięk. Z bagna wytrysnął gejzer ochlapując wszystko wokół i ukazał się potwór. - Jozin z Bazin mocarem sie blizi... - Saesee, nie za wczesnie na ukladanie ballady? Poczekaj, aż go pokonamy! - Nieeepooookooonaaacie mnieeeee! Hahahahahaha! - Czesio przywali! Zombiak zamachnął się swoją "Suwenirą Zapomnienia", a z kieszeni wypadły mu wszystkie śmieci - miś przekliniak (auć, kurwa! ale tu syf!), patyki, liścieje, śliwki... i kostki do gry "Magiczni Wojownicy". To był naprawde pechowy rzut. Nie dość, że Czesio nie trafił "baj, baj maszkary", to jeszcze przywalił Emilemowi prosto w łeb). Rycerz z głośnym chlupotem runął w błoto. Wtedy właśnie zakonczył się rozpoczety już trzydzieści sekund wcześniej proces myślowy Gumitrija von Rammstein. mag zamachnął się grzebieniem, wyinkantował tyle śmieszne, co skuteczne zaklęcie "Układanka". "Nieeeee!!!" wykrzyknął by w rozpaczy Jozin z Bazin, gdyby zdąrzył, ale momentalnie zaczął zmieniać strukturę. od statku pirackiego przez średniowieczny zamek po obóz koncentracyjny. Saesee poczuł się bardzo sentymentalnie mogąc ujrzec wszystkie zestawy klocków Lego, które znał z dzieciństwa, a nawet całkiem nowe. Kiedy w kalejdoskopowo zmieniającej się układance wyczerpał się limit możliwości przybrania form (czyli było by to za kilkaset lat, ale przezorny Gumi dorzucił zaklecie przyspieszenia) pozostał tylko matrwy, poczerniały, na współ stopiony plastikowy gruz. Lord Emilem wynurzył się z błota i długo zakaszlał. - Wygraliśmy! - rzekł do niego triumfalnie Saesee. - Zawsze mawiałem: Żadna dziewczyna nie da ci tego, co moga dać ci klocki Lego - dopowiedział głupio/mądrze Gumitrij. - Ale o co chodzi? - ??? - Kim wy jesteście?! Ja was nie znam!!! - Was?! * * * Śliwowica znów była mocna i pyszna. - No, to teraz nagroda - powiedział sołtys wreczając Saesee'mu bilety na Apuljezede Metal Fest. - Kochanie!!! Wszędzie cię szukałam!!! - krzyknęła nagle pojawiając się ni stąd, ni zowąd dziewoja. - Nie znam cię, nie dotykaj mnie. - odpędził od siebie córkę sołtysa Emilem. - Co?! - Nie martw się, pedałko, Czesio wytłumaczy. Zaszło to takie małe nieporożumiennie. Emilem dostał po dyni Suwenirą Zapomnienia i wszystko zapomnił. - Więc jesteś nowym lachonem Emilema? Miło cię poznać! - przywitał się Saesee. - Czesio - rzekł rzeczowo Gumitrij, który chwilowo musiał zastąpić Emilema w rzeczowym mówieniu. - Czy jest jakiś sposób, żeby odczarować Emilema? - Ano jest, ale... zapomniłem. - Was?! - A, przypomniłem sobie. Jest jeden sposób. - Jaki?! - Czesio musi pocałować rycerza Emilema. - Co?! - wykrzyknął z niedowierzaniem Emilem. - To dla ciebie jedyna szansa, Emilusiu, musisz to jakoś przecierpieć - powiedziała ze współczuciem ale i stanowczością córka sołtysa. - No róbcie coś wreszcie, bo już mnie od tego głowa boli! Najpierw sie okazuje, że moja córka ma romans z jakimś gimlendzkim błędnym rycerzem, potem że rycerz nic nie pamięta... Cholera, no! Zaręczam ci, chłopcze, że co byś nie zrobił, od alimentów się nie wykręcisz! Poszło gładko. Prawie bezproblemowo. - Czesio, ty w ogóle kiedyś myłeś zęby?! - Jak byłem mały. - A ostatnio? - Zapomniłem... * * * Sołtys wkroczył na scenę, przed kilkutysięczną publicznością. - ...niniejszym otwieramy tegoroczną edycję Apuljezede Metal Fest! Jako pierwszy zaprezentuje się tutaj przed wami młody, debiutujący zespół, przywitajcie ich gorąco. Oto przed wami... - Magiczni Wojownicy! - Eee... Dzieńdobry, nazywam się Czesio i teraz mam fajnego zespoła "Magiczni Wojownicy". Teraz przedstawię po kolei... - Na perkusji... Konieczko! Powiedz coś, Konieczko tu, do mikrofona. - Ja pierdziu! - Na basie sobie u nas gra... - Tak, to ja, nazywam się Anusiak i ... ja pierdylę, ale mam tremę... - Na gitarze... Maślana! - No to jesteśmy w dupie... * * * - Nawet nieźle grają ci 'Magiczny Wojownicy, co? Gumi? - Ale nie mają tekstów po niemiecku... kicha! Scheisewurst! Tłum wkurwionych 3Hskich patriotów, którzy gonili za Gumitrijem z widłami, kosami i innymi wichajsterami przewrócił w swym impecie starego mędrca. - Ach, ta dzisiejsza Młodzież! Za gorsz szacunku! - Nic ci nie jest, Czechu? - zapytał Kitol z Rashemenu pomagając mu wstać. - No, już dobrze. - Tej, a po co my w ogóle poszliśmy na ten głupi festiwal? Po chwili czaderskiego zasępienia mędrzec Czechu w końcu przemówił: - Bo to tak jest: wszystkie wątki w tym opowiadaniu, nawet nasz muszą zostać dopowiedziane. - Ja już bym wolał, żeby nie były. prawda, Binaheir? Binaheir tylko uśmiechneła się bystro - No cóż, takie są prawa noweli. Nic nie dzieje się przypadkiem. Wiwern - Wto 04.03.2008, 18:14:00 " />objaśnienia: główni bohaterowie, to: - Lord Emilem - rycerz/paladyn, pierwowzorem jest mój kumpel. - Gumitrij von Rammtein - mag, w który rzuca swe zaklęcia za pomocą magicznego grzebienia. Wzorowany na moim kumplu. - Saesee Najbardziejzryty - bard, sam jestem pierwowzorem. Jest to nowela osadzona w moim zmyślonym nibylandzie, w którym przeplatają się wszystkie możliwe światy i wymiary znane z filmów, książek, komiksów i szerokopojętej popkutury, ale w większości jest to klasyczne quasi średniowieczne fantasy, gdzie głównie akcja dzieje się w Gimlendzie - królestwie, gdzie monarchą jest król Slavert - wzorowany na moim wychowawcy/historyku z gimnazjum. Nowele, a nawet cykl powieściowy z tej serii piszę razem z dwoma kumplami (pierwowzorami Emilema i Gumitrija) od 2004 roku. To akurat opowiadanie jest wyłącznie moje, więc mogłem je swobodnie umieścić na Insimilionie bez ich zgody. Z radością przyjmę wszelką krytykę. lordziknedzik - Wto 08.09.2009, 21:06:21 " />Opowiadanie jest po prostu świetne. Nie jest to wysoka literatura, nie ma poprawności językowej, pełno błędów, ale według mnie właśnie tak ma być. Uśmiałem się parę ładnych razy. Czekam na więcej Zapraszam też do komentowania moich tekstów tutaj i na http://lordziknedzik.ownlog.com/ N. T. van der Hert - Wto 08.09.2009, 22:36:05 " />nie doczekasz się, ten gość się nas boi. a propos błędów - przeczytałeś swojego posta dwa razy? ^^ tia, dowcip ma cyniczny, ale na dłuższą metę robi się nudny i wydaje wymuszony. |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |