ďťż
Wštki |
Jacek
Saiya-jin - Czw 19.04.2007, 09:28:00 " />- Cholerne bachory! Znów zabrudzili mi świeżo wypraną pościel! – powiedziała kobieta w średnim wieku, po czym zebrała ciuchy i weszła do domu. Pora była późna, więc jak zwykle o tej godzinie kobieta zawołała swojego małego synka. - Jasiu! Jaasiuu! Chodź tutaj! Już czas na nasze codzienne czytanie bajek na dobranoc w ramach akcji cała wioska czyta dzieciom. Po chwili dało się słyszeć tupot bosych stóp o deski w podłodze, po czym z mroku przedpokoju wyłonił się mały chłopiec. - Już idę mamo. - Grzeczne dziecko. – odparła kobieta. Matka podeszła do regału, wyciągnęła zbiór baśni, usiadła na łóżku synka i zaczęła czytać. Kobieta i dziecko powoli zaczęli przenosić się w świat fantazji. * Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami... - Mamo przestań! Wszystkie dzieci znają to na pamięć. Przejdź do konkretów! – przerwał poirytowany Jaś. Kobieta jakby nigdy nic kontynuowała czytanie. ... żył sobie skrzat imieniem Jacek Maszbabo Placek. Mieszkał w stumilowym lesie razem z wiewiórką Eleonorką. Wynajmowali dziuplę w wielkim dębie nr 34. Skrzat ten słynął ze swojego zamiłowania do różnych nie zawsze śmiesznych psikusów – a to pokrył oczy zagubionych wędrowców magiczną maścią miłości, która powodowała, że taki wędrowiec po obudzeniu zakochiwał się w pierwszej osobie, jaką zobaczył, i przyprowadzał przed podróżnego osła. Innym razem spotkał jakiegoś klechę, który lubił towarzystwo kobiet i dał mu magiczne lusterko nie pokazujące odbicia. Wmówił duchownemu, że jest niewidzialny i że może dowoli podglądać dziewczęta. Później nabijał się z sińców starca. Przy jeszcze innej okazji nabrał paladyna, że w buku nr 47 mieszka nawiedzony dzięcioł śmierci. Jakże wielki ubaw miał patrząc na rycerza, który w pełnej zbroi, z mieczem w zębach wspinał się na drzewo i bełkotał jakieś pogróżki w stronę dzięcioła. To znowuż przecinał paski od spodni wędrowcom, którzy byli w towarzystwie kobiet, tak, że ci pierwsi gubili pludry. W kilku słowach Jacek nie przepuszczał żadnej okazji, aby wywinąć komuś jakiś numer. Pewnego razu, z samego rana Jacek usłyszał, że w okolicy jego dziupli przejeżdża wóz z grupą kupców. - Świetnie. Dawno nie miałem gości. – pomyślał skrzat, po czym majestatycznym ruchem wychylił nogę spod puszystego ogona Eleonorki. Poszedł do łazienki, ogolił się – żeby się dobrze prezentować – i zgrabnymi ruchami zszedł z drzewa. Kiedy kupcy mijali Jacka, ten ukryty pod czarem niewidzialności postanowił zrobić im swój klasyczny dowcip. Rzucił na karawanę zaklęcie uśpienia, po czym zaczął mazać ludziom oczy swoją maścią. Skrzat dumny z siebie wrócił do swojej dziupli i czekał, aż czar usypiający przestanie działać. Pech chciał, że Eleonorce zabrakło czekolady do produkcji masła orzechowego i wygoniła naszego bohatera, aby zakupił nieco kakaowego specjału. Chcąc nie chcąc Jacek ruszył w stronę karawany z myślą o małej kradzieży. - Kto by tam zauważył brak kilku gram czekolady. Swoją drogą ta wiewiórka zaczyna mnie strasznie irytować! Nic tylko: zrób to, zrób tamto, wynieś, przynieś...! Monolog skrzata przerwało nagłe wybudzenie się ze snu jednego z kupców, który pochwycił go w dłoń i nie chciał puścić. Mężczyzna twierdził, że kocha Jacka. - Cholerny dewiant. – pomyślał Jacek, ale nic więcej nie mógł zrobić. Kupiec schował Jacka do sakiewki, szczelnie ją zasupłał i odjechał do domu. * - A co się stało potem? – spytał Jaś. - Opowiem ci, kiedy skończysz osiemnaście lat. Wiesz, jaki z tej bajki morał? – odpowiedziała mama. - Nie, nie wiem. - Taki, żeby nie robić głupich żartów, bo mogą się one zwrócić przeciw nam. Nie wiesz, kto pobrudził pościel, którą dzisiaj prałam? - Nie mam pojęcia. Pewnie jakiś skrzat. – odparł z niewinną minką Jaś. - Tak skrzat! Skrzaty nie istnieją. Już my sobie jutro porozmawiamy o tej pościeli. Teraz idź już spać! - Dobranoc mamo. - Dobranoc. * - Ta nie ma skrzatów co? – powiedział wkurzony Jacek wychodząc z mysiej dziury. - Swoją drogą to ten jej zboczony mąż mógłby częściej wyjeżdżać. Eleonora mnie zabije. Pewnie pomyśli, że znowu piłem z kretem, a ten to potrafi wypić, aż wzrok stracił od metanolu. Loki Lyesmyth - Czw 19.04.2007, 20:55:55 " />bardzo dobre naprawde dobre jedyne co mi sie nie podoba to wstep wydaje mi sie jakiś taki sztywny i... użył bym paru sunonimów w nim 8/10 i jeszcze + za epilog Orick - Nie 22.04.2007, 18:46:03 " />Krótkie acz treściwie ^^ Fajne ^^ Nawiedzony Dzięcioł Śmierci mnie umarł xD Ogólnie wesołe i przyjemne ^^ 9/10 Oress - Nie 22.04.2007, 20:58:15 " />hehe dobre dobra, jedna z lepszych historyjek na insi, i jeszcze morał ma hehe, ja co prawda krytykiem nie jestem, ale spokojnie mogę chyba dać taką ocenę jak Orick Saiya-jin - Pon 23.04.2007, 08:52:54 " />Dzięki za komentarze. W opowiadaniu jest kilka wykolejeń stylistycznych i interpunkcyjnych. Poprawi się. |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |