ďťż
 
 
 
 

Wštki


[Arcania] Rozdarta Dziewica - Nieznajomy (mercenary)



Merts - Sob 28.11.2009, 18:03:29
" /> mercenary napisał(a):




Oceansoul - Pon 30.11.2009, 22:17:53
" /> Cytuj:



Merts - Wto 01.12.2009, 20:33:13
" />Nieznajomy

Autorstwa:
Hansa-JĂśrga Knabela i
Andre Bixenmanna (aka Hârkon)

Było już późno, zegar wybijał dwunastą i większość gości schodziła do swych pokoi na piętrze. Przy barze pozostało zaledwie kilku klientów, trzymających kurczowo w dłoniach swe ostatnie kielichy słodu. Murdra prychnęła, rozdrażniona głośnym skrzypnięciem otwieranych drzwi. ‼Tylko tego mi było trzeba” – pomyślała. Bolał ją krzyż i piekły oczy, domagające się snu. Nic nie mogło być teraz bardziej kłopotliwe niż gość o tak późnej porze. Mężczyzna wchodzący do środka miał na sobie długą, pozdzieraną szatę, uszytą ze zwykłego, brązowego płótna. W dłoni dzierżył sękatą laskę, a na plecach zawieszoną skórzaną torbę. Kaptur, który przysłaniał mu twarz, był okropnie podziurawiony. ‼Eh!” – syknęła Murdra. ‼Od niego raczej nie ujrzę żadnej monety.” Rzuciła szmatą, którą trzymała w rękach, o blat i wywlokła z kuchni, kierując się w stronę przybysza.
- Zjeżdżaj stąd, zamykamy!

[http://www.gothic4arcania.de/images/stories/jungfrau/rhobar_banner.jpg]
Sztandar królestwa Rhobara III

Obcy znieruchomiał, stojąc przed otwartym wejściem do karczmy. Woda spływała z końca jego szaty, tworząc niewielką kałużę wokół podartych butów. Za jego plecami słychać było deszcz dudniący o dach gospody. Mężczyzna uniósł rękę zawiniętą w brudne bandaże i zsunął z głowy mokry kaptur. Miał krótkie, brązowo-siwe włosy o tłustym połysku w świetle pochodni. Brodę i poliki porastała mu gęsta szczecina. Nie ruszając się z miejsca, spojrzał z żalem na Murdrę.
- Nie chcę sprawiać kłopotu – powiedział cicho mężczyzna. - Potrzebuję jedynie pokoju na jedną noc lub choćby suchego kąta w twej stodole.
Kobieta zmrużyła oczy, przyglądając się nieznajomemu. Rozmyślając, przerzedzała ślinę z jednego końca ust do drugiego.
- Masz tam jakieś monety? – zapytała z niepokojem.
Nieznajomy skinął głową, a usta wykrzywił mu lekki uśmiech.
- Zobaczmy - Murdra warknęła w odpowiedzi.
Mężczyzna wyjął niewielką sakiewkę zza swego płaszcza i zadyndał nią, trzymając za przymocowane do niej sznurki.
- Niezbyt wiele – powiedziała Murdra, szacując zawartość sakwy ponurym wzrokiem.
Nie była ona co prawda wypchana monetami, ale dało się słyszeć wabiący dźwięk metalu.
- Możesz spać w stodole – zadecydowała kobieta. – Nie zostało już jednak nic do jedzenia, mamy tylko wodę.
- Woda wystarczy – zgodził się przybysz.
Nagle Murdra usłyszała stukanie drewnianej nogi swojego męża za jej plecami.
- Nie bądź taka surowa – powiedział Belgor. – Nie jedliśmy jeszcze, a chłopak jest przemoczony do suchej nitki. Pozwólmy mu ogrzać się przy ogniu przez chwilkę. Nie sprawi to nam żadnego kłopotu.
Murdra zamruczała cicho pod nosem. Nieznajomy mężczyzna spoglądał na nią w oczekiwaniu na decyzję. Po krótkiej chwili milczenia, oberżystka westchnęła wzruszając ramionami. Belgor uśmiechnął się na to, nie kryjąc zadowolenia.
- Jestem Belgor – powiedział. – A to moja żona, Murdra.
- Leboras – odpowiedział mężczyzna podążając za karczmarzem w stronę kominka.
Murdra w tym czasie powlekła się z powrotem do kuchni.
- Zostało jeszcze trochę miodu? – zapytał Elgan, kiedy kobieta przechodziła koło niego.
Uśmiechał się on do niej zza gęstego fajkowego dymu. Murdra zatrzymała się.
- Jeden kielich i ani kropli więcej.
Za późno zrozumiała, że popełniła błąd. Mężczyzna przebiegł przez salon uśmiechając się szeroko, a następnie dosiadł się do Belgora i tajemniczego nieznajomego.
- Chyba jednak będziemy potrzebowali jeszcze siedmiu – zawołał Elgan siadając przed kominkiem, tuż obok reszty.
‼Nie sprawi kłopotu...” - mruczała Murdra, niezadowolona opierając ręce na biodrach. ‼Niech to szlag. Siedem dzbanów miodu... i pewnie będą chcieli jeść.” Weszła do kuchni i zaczęła szperać po półkach w poszukiwaniu szynki, bochnów chleba i kawałów suchego sera.
- Nie jesteś stąd, prawda? – zagadnął Belgor, podczas gdy jego żona zajęta była przygotowywaniem strawy.
- Z Myrthany – odpowiedział mężczyzna. – Niedaleko Faring.
- O, bogowie! – westchnął Elgan, łapiąc porcje fajkowego dymu do ust. – Przybywasz z kontynentu?
Leboras przytaknął.
- Co cię sprowadza na naszą wyspę?
Mężczyzna siedzący przy stole spojrzał na nieznajomego wyczekująco, ten jednak milczał.
- Masz rację – powiedział Elgan po chwili. – Ciężko tak gadać o suchym gardle.
Mówiąc to, wyszczerzył swe zęby w uśmiechu i spojrzał niecierpliwie w stronę Murdry niosącej talerz pełen pieczywa, szynki i sera.
- A gdzie słód?
- Jeśli nie przestaniesz, to będziesz pić z własnego buta! – syknęła Murdra, zmierzając z powrotem w stronę kuchennego kredensu, na co Elgan odpowiedział śmiechem.
- A teraz powiedz nam – ciągnął od nowa – co cię tu przygnało?
Leboras zawahał się.
- Los – wyszeptał po chwili.
Elgan wziął długi, głęboki oddech, opierając się wygodnie w fotelu.
- To zawsze jest los – powiedział, wydmuchując dym z szerokich nozdrzy. - Pytanie brzmi jaki?
W jego oczach dało się dostrzec ciekawość i podniecenie.
- Wybacz Elganowi – przerwał Belgor. – Wszelkie wieści z Myrthany są dla niego cenne niczym złoto. Jest kupcem i prowadzi interesy z handlarzami z kontynentu.
- Nie zapomnij o wszelkich plotkach, z których tworzy swe wspaniałe opowieści – dodał złośliwie drwal Grengar.
Mężczyzna siedzący przy stole wybuchnął na to śmiechem, ale Elgan nie podzielał jego radości.
- Śmiej się do woli – zrzędził. – Gdyby nie ja, nie wiedziałbyś nawet o koronacji Rhobara III! – wygarnął oburzony.
- Koronacji powiadasz? A skąd mam widzieć, czy to nie jedna z twoich bredni?
Murdra trzasnęła, kładąc dzban na stół i rozlewając wokół słód.
- Właśnie tak – krzyczał Grengar przez śmiech. – Kto w ogóle twierdzi, że to prawda?
- Ja tak twierdzę – powiedział cicho Leboras.
Śmiech ustał. Wszyscy zwrócili się w stronę krzesła przy kominku.
- Byłem tam.
Elgan złożył swe ręce za głowę w zwycięskim geście.
- To był słoneczny dzień – ciągnął. – Cała Myrtańska armia zebrała się pod Vengardem. Paladyni ustawili się dumnie w szeregach, a ich zbroje połyskiwały w blasku słońca. Rhobar stał na niewielkim wzgórzu przed wejściem do miasta. Wtedy arcymag ognia wręczył mu koronę. Ten przyjął ją do rąk i sam nałożył na głowę. Kiedy to uczynił, nagle na niebie pojawił się orzeł zataczając koło nad jego głową.
Leboras przytaknął sam sobie zamyślony.
- To było dziwne – powiedział. – Kiedy Rhobar został już ukoronowany, orzeł zleciał w dół i usiadł na jego ramieniu. To było jak... znak. Wszyscy skandowali jego imię – rycerze, paladyni, magowie... nawet lokalna ludność.

[http://www.gothic4arcania.de/images/stories/jungfrau/rhobar_throne.jpg]
Tron króla Rhobara III

- Wiesz coś więcej na temat wojny? – spytał Grengor podekscytowanym głosem.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową ze smutkiem.
- Opuściłem kontynent tego samego dnia.
- Rhobar III przyniósł pokój Nordmarowi – powiedział Elgan. – Zawiera on nowy pakt pomiędzy klanami północy – pakt, który pozwoli każdemu z wodzów zachować twarz. Król ręczy za układ z Nordmarem i wysłał Lee, swojego najlepszego generała, na południe, by przygotować kampanie przeciw Varantowi.
- Jest już coraz bliżej – zauważył Belgor z niepokojem w głosie.
Elgan dmuchnął w swoją fajkę w zamyśleniu.
- Kto wie? – powiedział. – Może ludzie z kontynentu mają rację. Może ta kampania naprawdę przyniesie tak długo wyczekiwany pokój na kontynencie...
- Niech tu przyjdzie – zawył Grengar. – Przywitamy go mieczem i siekierą, a potem odeślemy go z powrotem w morze!
- Chyba zbytnio bagatelizujesz tę wojnę.
- A nie powinienem? – zanegował Grengar. – Nie był by to pierwszy raz, kiedy wykopalibyśmy tych myrtańskich skurczybyków z naszej wyspy!
- Wy?
- Ethorn ze swą armią – odparł Grengar. – Wielka bitwa w Krwawej Dolinie.
- Byłeś tam?
Grengar potrząsnął przecząco głową.
- Jestem drwalem, nie wojownikiem. Lecz powiadam ci: Jeśli Rhobar kiedykolwiek postawi stopę na Argaan, złapię za swą siekierę i pójdę walczyć u boku Ethorna!
Twarz Leborasa nagle spochmurniała.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powiedział cicho.
Grengar począł się śmiać
- Damy tym myrtańskim ścierwom niezłą nauczkę z chwilą, gdy postawią swą nogę na naszej wyspie. Będziemy ich ścinać setkami!
Twarz Leborasa robiła się coraz ciemniejsza. Następnie stanął on na równe nogi i schwycił niczego niespodziewającego się Grenagra. Łapiąc ogromnego drwala za kołnierz, wywlekł go z fotela i przycisnął do ściany. Grengar otworzył szeroko oczy. Chciał stawić opór napastnikowi, ale był zbyt słaby, zbyt wolny. W jednej chwili czoło Leborasa uderzyło w twarz przeciwnika, gruchocąc mu nos. Ten zsunął się na podłogę, tracąc wszelką siłę w nogach.
Leboras zbliżył się, pochylając twarzą w twarz z Grengarem. Żyły na jego skroniach zaczęły pulsować. Nie dusił on co prawda mężczyzny, ale jego pieść przyciskała jego klatkę piersiową, rozpłaszczając go o ścianę. Grengar kaszlnął próbując złapać oddech – to był uścisk nie lada wojownika.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powtórzył Leboras. Jednak tym razem jego głos brzmiał stanowczo.
Elgan stanął za Leborasem i próbując odciągnąć go od Grengara, naderwał rękaw jego płaszcza. Ten nie ruszył się jednak na krok. Wyrwał rękę z uścisku Elgana i oderwał resztki strzępów swego ubrania z ramienia. Murdra dostrzegła tatuaż na jego bicepsie. Rysunek przykryty był licznymi, czerwonymi bliznami, jakby chciał on wyciąć go ze swej skóry nożem, jednak symbole na nim wciąż w miarę czytelne. Murdrze wydawało się, że widzi na nim skrzydła i słońce. Pod słońcem, pomiędzy skrzydłami, widniały gwiazdy.
Elgan, gapiąc się w tatuaż wyjąkał:
- Jesteś... Paladynem.
Leboras zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Rozluźnił ramiona i puścił Grengara z uścisku. Nos drwala zdawał się być wygięty w bok, skóra purpurowa i napuchnięta. Cienka stróżka krwi spływała z jego ust i policzka. Zsunął się powtórnie na ziemię i rozłożył bezwładnie na ziemi.
Gdy tylko Leboras odwrócił się do Elgana, złość w jego oczach ustąpiła smutkowi.
- Kiedyś nim byłem – wyszeptał. – Teraz jestem po prostu Leboras. Ten tatuaż na mym ramieniu pali mnie, niczym najgorsze poczucie winy w sercu. Podniósł swą torbę i kij, po czym wyszedł na zewnątrz bez słowa. Czy ruszył w stronę stajni, czy drogą na przód, tego Murdra nie mogła odgadnąć.



wojjoo - Pią 04.12.2009, 20:09:15
" /> Cytuj:




Merts - Pią 04.12.2009, 21:02:40
" />poprawione. Dzieki wojjoo
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szpetal.keep.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • funlifepok.htw.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.